MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

20/11/2014 13:21:00

Grałem i gram Nowy Jork

Grałem i gram Nowy JorkMichał Urbaniak jest jedną z największych gwiazd współczesnego światowego jazzu. Ten wybitny skrzypek, saksofonista, kompozytor i aranżer, a także odkrywca młodych talentów nie potrzebuje żadnej rekomendacji. Z artystą rozmawiał Tomasz Furmanek.
W sobotę, 22 listopada, w Jazz Café POSK wystąpi Michał Urbaniak, jeden z najwybitniejszych i najbardziej znanych muzyków jazzowych na świecie. Na scenie towarzyszyć mu będzie jego londyński zespół, w skład którego wchodzą wiodący muzycy londyńskiej sceny jazzowej! Michał Urbaniak jest jedną z największych gwiazd współczesnego światowego jazzu. Ten wybitny skrzypek, saksofonista, kompozytor i aranżer, a także odkrywca młodych talentów nie potrzebuje żadnej rekomendacji.

Jakie to uczucie, kiedy dostaje się telefon, że jest się zaproszonym przez Milesa Davisa do nagrania wspólnego albumu? Co się wtedy czuje?

- Muszę powiedzieć, że nigdy nie było to w moim zbiorze marzeń, nigdy nie wpadłem na taki pomysł, żeby nagrywać z Milesem Davisem. W ciągu godziny nagrałem trzy solówki, Milesa nie było wtedy w studiu. Spotkałem go dopiero następnego dnia podczas kolejnej wizyty w studiu nagraniowym. „How did you play?” – zapytał mnie. Odpowiedzialem: „I think the way you wanted”. „Yeah” – mruknął swoim charakterystycznym, chropowatym głosem, a następnie… zaczął masować mi kark. Dopiero wtedy poczułem wzruszenie. Dotarło do mnie, że to Miles Davis i że właśnie zagrałem na jego płycie. Poryczałem się.

Właśnie tak powiedział pan kiedyś w jednym z wywiadów: „Nigdy nie planowałem nagrań dla Milesa, ale równocześnie nie byłem zaskoczony, kiedy jego agent zadzwonił do mnie”. Czy mógłby pan wyjaśnić, czemu nie było to dla pana wielkim zaskoczeniem?

- Zespół, który wtedy towarzyszył Milesowi, dwa miesiące wcześniej grał ze mną, graliśmy podobną muzykę. Miałem w składzie wybitnie utalentowanych młodziaków (np. Marcus Miller miał wtedy 15 lat), którzy później trafiali do zespołu Milesa, więc w pewien sposób telefon z zaproszeniem do wspólnych nagrań z nim nie był dla mnie zaskoczeniem.

Odegrał pan centralną rolę w rozwoju muzyki fusion w latach 70. – 80., wprowadził do jazzu elementy folku, R&B, hip-hopu (Urbanator) czy muzyki symfonicznej, jako młody człowiek z komunistycznej wtedy Polski podpisał pan kontrakt z Columbia Records, stworzył pan możliwości rozwoju młodym ówcześnie muzykom, takim jak Steve Jordan, Marcus Miller, Omar Hakim i wielu innych. To tylko mała część pańskich osiągnięć i sukcesów. Czy będąc na początku swojej drogi muzycznej, przeczuwał pan, wierzył, spodziewał się, że będzie pan wśród tych najlepszych i najbardziej znanych na świecie?

- Gdzieś przeczuwałem i spodziewałem się tego, gdyż moim celem i marzeniem było dotarcie do źródła muzyki, co w moim przypadku oznaczało: do źródła muzyki jazzowej. Chciałem się sprawdzić wśród moich ukochanych czarnych muzyków – dlatego wyjechałem do Nowego Jorku. Ciężko pracowałem, wierzyłem też w swój talent. Pamiętam, że kiedyś podczas rozmowy ze mną Daniel Passent powiedział, iż miałem dużo szczęścia. Odpowiedziałem mu: „Na to szczęście pracowałem po kilkanaście godzin dziennie przez 15 lat!”.
Największy komplement pod swoim adresem przypadkowo „podsłuchałem” podczas nagrywania płyty z Marcusem Millerem i Lennym White’em. Będąc w studiu nagraniowym, przechodząc obok pomieszczenia, w którym rozmawiali ze sobą Marcus i Lenny, poprzez na wpół otwarte drzwi usłyszałem, jak Marcus mówił do Lenny’ego: „To, jak Michał gra, to Nowy Jork” („Michal is playing New York”). Myślę wiec, że mogę powiedzieć, że się tam odnalazłem i sprawdziłem! (uśmiech)

Pański album „Atma” uważany jest za kamień milowy w katalogu firmy Columbia. Co pańskim zdaniem jest (było) tak przełomowego i znaczącego w materiale muzycznym nagranym na tym albumie?

- Najbardziej przełomowy był album „Fusion 3”, ale „Atma” była moją pierwszą płytą nagraną w Nowym Jorku. Pamiętam wielkie zaskoczenie szefów Columbii, kiedy poprosiłem, żeby sprowadzili na nagrania mój polski zespół! Dziwili się, mówili: „Przecież masz do dyspozycji  najlepszych muzyków nowojorskich”, ja na to odpowiedziałem: „Ale żaden z nich nie grał 5 lat ze mną!”. Zawsze uważałem, że lepiej mieć jeden zespół niż pięciu muzyków (śmiech).
Była to również moja płyta „otwarcia się”. Poprzednie, nagrane w Polsce i Niemczech Zachodnich, były stricte jazzowe czy jazz fusion. Wychodząc na Broadway, zastanawiałem się, dlaczego by nie otworzyć się bardziej, również na to, skąd pochodzę. Parę takich utworów właśnie, z elementami polskiego folkloru muzycznego, znalazło się na tej płycie i to było przełomowe, jak również fakt sprowadzenia zespołu z Polski! To był właśnie mój pierwszy album dla Columbii, pierwszy nowojorski album (uśmiech).

Pomimo faktu otrzymania stypendium na studia w Berklee College of Music w Kalifornii nie studiował pan tam. Czemu pan się nie zdecydował? A może nie było to panu już do niczego potrzebne?

- Tak naprawdę nigdy tego nie chciałem. Na festiwalu jazzowym w Montreaux dostałem nagrodę dla najlepszego solisty, stypendium na Berklee było właśnie tą nagrodą. Po moim przyjeździe do Nowego Jorku długo nie mogliśmy zgrać terminów, proponowali mi nawet, żebym wykładał na Berklee… Mówiąc wprost, olałem to, nie było mi to do niczego potrzebne.

Mieszka pan w Nowym Jorku od 1973 r., jednakowoż cały czas związany jest pan z Polską, spędza pan tu dużo czasu, organizuje wiele projektów muzycznych – chociażby słynne Urbanator Days… Podobno powiedział pan kiedyś: „Zachowałem polską duszę”. Co to dla pana oznacza?

- W Polsce spędzam dużo czasu od niedawna, głównie z powodów prywatnych i rodzinnych, w mniejszym stopniu zdrowotnych, ale cały czas jestem nowojorczykiem i jestem mocno związany z Nowym Jorkiem. Świat przecież zrobił się bardzo mały ostatnimi czasy… A propos „zachowania polskiej duszy” – to nie ja to powiedziałem, ale faktem jest, że często słyszę pytanie: „Jak ty to robisz? Grasz czarną muzykę w tonacji durrowej, ale pojawia się w niej jakaś melancholia”. Chodzi więc zapewne o tę słowiańską duszę – w końcu tam dorastałem, kształtowałem się. Podsumowując więc: gram nowojorską muzykę z elementami melancholii słowiańskiej (śmiech).

Wszyscy z niecierpliwością czekamy na pana koncert w Jazz Cafe POSK! Zarówno Polacy, jak i londyńczycy kochają i cenią pana. Czy myśli pan o jakiejś niespodziance muzycznej przygotowanej specjalnie na ten koncert, który równocześnie będzie celebrował London Jazz Festival i 50-lecie powstania POSK-u?


- Zważywszy na rodzaj muzyki, jaki gram z moim zespołem, trudno jest przewidzieć, jaki dokładnie będzie ten koncert, ale na pewno będzie to muzyka z ogniem, czarna muzyka – będzie to celebracja muzyki na żywo z udziałem publiczności! Na pewno przeniesiemy Was wszystkich do Nowego Jorku! Niespodzianek na razie żadnych nie planowaliśmy, ale wszystko jest możliwe, wszystko zależy od nastroju chwili, od publiczności, od atmosfery… Fajnie będzie zagrać ponownie w Londynie. Cieszę się, że koncert ten będzie równocześnie celebracją London Jazz Festival i rocznicy POSK-u, ale przede wszystkim cieszę się z możliwości podzielenia się naszą muzyką z interesującą londyńską publicznością!

rozmawiał Tomasz Furmanek

Więcej o koncercie tutaj
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)


 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska