MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

20/10/2014 07:59:00

Felieton: Praca dla wybranych

Felieton: Praca dla wybranychŚwiat pędzi jak szalony. Rynek pracy również. O ile przy powierzchni planety trzyma nas grawitacja, o tyle z robotniczego taboru z łatwością może nas zdmuchnąć wicher postępu.
Zerkam czasem, tak dla sportu, na mailing serwisu z ogłoszeniami o pracę. Podczas rejestracji przypisałem się do kilku kategorii z okolic mediów i marketingu. Z pewnym niepokojem stwierdzam, że odsetek ofert, na jakie mógłbym się załapać to raczej rząd promili niż procentów. Pewnie, że mam wymagania. Ale mają je także pracodawcy. Z drugiej strony – czego mogę oczekiwać? Robotę w mediach dostaje się albo na zasadzie frilansu za miedziaki, albo po (dobrej) znajomości. Zazwyczaj również frilans trzeba sobie wydreptać, żeby hajs zaczął przypominać hajs, a nie walutę z Eurobiznesu.

Jest jeszcze marketing. Tu jest niby lepiej, ale zdecydowanie gorzej. Z kilku powodów. Jeden z moich ulubionych komików (nie żaden estradowy małpiszon, tylko koleś z mózgiem), Bill Hicks, miał na ten temat dość brutalny greps: „if anyone here is in marketing or advertising – kill yourself”. Dlaczego? Mówiąc bardzo w skrócie: korporacje produkują zło, a reklamiarze pomagają im je rozprzestrzeniać. Szkodliwe leki na nieistniejące choroby, zatruta żywność, fajki, wóda, „produkty finansowe”, ubezpieczenia – większość rynku działa w służbie Szatana („Satan’s little helpers” – cytując Hicksa), a my jesteśmy zarazem pomocnikami i ofiarami tej machiny.

Po drugie, praca w marketingu jest koszmarnie nudna. Trzeba naprawdę strzelić sobie serię seansów autosugestii lub odbyć radykalne pranie mózgu, by maksymalnie po miesiącu nie rzygnąć tymi wszystkimi prodżektami, strategiami, kampaniami, taglajnami, akantingiem i inną robotyką. No, chyba że zgarnia się strategiczny szmal – wówczas zaciskamy zęby i jedziemy z koksem aż do wypalenia. Potem dwuletnia regeneracja na Bahamach, a po powrocie do kraju własna knajpa slow food, względnie alkoholizm.

Jednak nawet gdyby udało mi się przegryźć przez powyższe trudności, niechybnie wykopyrtnę się na następującej: brak mi kompetencji. Współczesny marketing to nie chodzenie po Oxford Street w kostiumie człowieka-piwo z reklamą Stella Artois, tylko terminologiczno-technologiczne pole minowe. Mój kuzyn po obronie magisterki z psychologii wyjechał do Stanów na pięć lat, żeby zarobić na piękny dom z ogródkiem, samochodem oraz psem. W Stanach był kierowcą tira. Gdy wrócił, wybudował dom, nabył samochód, zakupił psa i posadził kapustę – a w międzyczasie znalazł zatrudnienie w swoim zawodzie. Dla kogoś, kto wyleciał z marketingowego obiegu na pięć lat, praktycznie nie ma ratunku (jeśli praca w marketingu jest dla kogoś ratunkiem). Świat mediów i reklamy rozrasta się jak pokrzywa na wiosnę. Pojawiają się nowe kontynenty infośmieci, supergadżetów, hipertechnologii i serwisów z samojebkami, które mają przecież strategiczne znaczenie dla promocji produktu, usługi, brandu. By to wszystko ogarnąć na poziomie zawodowym, trzeba zanurzyć się w tym ścieku i płynąć z nurtem lub go wyprzedzać. W dodatku wszystko po to, by pomóc Szatanowi. No i zarobić na slow food.

Niestety niektórzy nie mają rozsądnej alternatywy i muszą ulec siłom ciemności. Przynajmniej na rynku zatrudnienia. Jeśli nie chcecie iść tą drogą, czym prędzej wyspecjalizujcie się w jakimś niewinnym zawodzie, typu ogrodnictwo lub instruktorstwo narciarskie. Według niedawnego badania przeprowadzonego przez Uniwersytet w Oxfordzie, 47 proc. miejsc pracy w USA może zniknąć wskutek komputeryzacji. Ekonomista Jeremy Bowles z brukselskiego think tanku Breugel podniósł „stawkę” nawet do 60 proc. Co ciekawe, jako najbardziej zagrożone wskazał nie mocno zinformatyzowane kraje północnej Europy, ale te ze Wschodu i południa naszego kontynentu. Do szczegółowych wyjaśnień się nie dogrzebałem, ale być może chodzi o to, że unijni pariasi zostaną niebawem doszczętnie skolonizowani przez korporacje, które cechuje większy rozmach innowacyjny niż dojeżdżany biurokracją i podatkami biedaeuropejski smolbiznes.

Generalnie wychodzi na to, że połowa z nas zostanie bez roboty. Także może z tym ogrodnictwem to nie jest zły pomysł dla kogoś, kto nie zamierza odżywiać się światłem?

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)


 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska