MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

13/10/2014 08:12:00

Felieton: Chór kazirodców

Felieton: Chór kazirodcówRewolucja seksualna jeszcze się nie skończyła. A być może dopiero wchodzi w fazę szczytowania. Na kolejnym etapie postępu obyczajowego czeka nas legalizacja kazirodztwa.
Niebo i ziemia przemijają, chwieją się fundamenty światów – zauważył niemal wiek temu poeta Gałczyński. Obserwacja ta jest aktualna również dziś, może nawet bardziej niż w czasach Międzywojnia, bo ostatnio sporo się dzieje w kwestii zachwiania fundamentów najlepszego ze światów. Nie chodzi jedynie o groźby wojny atomowej, światowej pandemii kolejnego wynalazku z laboratorium CIA i ultraterroryzmu (również z laboratorium CIA), ale również o gnijące fundamenty zachodniej cywilizacji, do której epitet „chrześcijańska” już dawno przestał pasować, ale wciąż jeszcze ima się jej pojęcie humanizmu (wiem, że można w nie upakować rozmaite bezeceństwa, ale umówmy się, że w tym przypadku chodzi o zdolność do podstawowych odruchów moralnych).

Profesor Hartman, jeden z czołowych ideologów wojującej lewicy libertyńskiej, zabłysnął ostatnio propozycją uruchomienia debaty na temat związków kazirodczych. A konkretnie – ich legalizacji. Tekst opublikowany w serwisie internetowym „Polityki” został szybko zdjęty przez redakcję. Nawet medialny filar hip-inteligentów uznał, że „naukowiec” posunął się za daleko w forsowaniu kolejnego etapu postępu. Ba! Hartman swoją brawurę przypłacił również wylotką z klubu „ruchaczy”, jak pieszczotliwie określa się ugrupowanie Janusza Palikota. Wśród kwiatków, jakie zasadził ujotowy prof, jest między innymi taki: „Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, że ok. 10 proc. braci i sióstr ma wspólne doświadczenia seksualne. Wysokie są też odsetki epizodów seksualnych pomiędzy dwoma braćmi, dwiema siostrami. Nie widać jakoś wielkich nieszczęść, które by z tego miały wniknąć”.

Nie wiem, skąd Hartman bierze statystyki. Liczbami zwykle łatwo manipulować, pozbawiając ich kontekstu. Można je w ten sposób wykorzystać w służbie rozmaitych tez. Wystarczy np. nie wspomnieć o tym, że doświadczenia kazirodcze dotyczą rodzin z problemami alkoholowymi – lub w inny sposób patologicznych (pomijając patologię kazirodztwa) – których w Polsce nie brakuje. Tego typu sytuacje zdarzają się często na wsiach – nie tych nadzianych, podkrakowskich czy warszawskich, tylko tych zabitych dechami w Polsce B, C i D. I nie chodzi tylko o biedę, ale przede wszystkim o wyludnienie. W takich miejscach pula samców i samic w wieku reprodukcyjnym jest mocno ograniczona, a zew natury bywa trudny do opanowania. Wypreparowanie czystej statystyki z tych uwarunkowań pomaga przedstawić problem kazirodztwa niemal jako standard gotowy do przeszczepienia na „zdrową tkankę społeczną”.

Wyskok Hartmana, dodajmy dla ubawu: z zawodu etyka (o, zgrozo – kierownik Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego), spotkał się z jednogłośnym potępieniem również z lewa – bo, że z prawa, to oczywiste. Tuszę, że nie dlatego, iż „lewo” spąsowiało z bulwersacji. Pamiętamy przecież nie tak dawny (z 2012 r. bodajże) odjazd Palikota, który podczas jakiegoś spotkania ważniaków, wypalił, że Polacy powinni wyrzec się polskości. Gospodarz imprezy, TW „Alek” Kwaśniewski, ostudził wówczas jego zapał słowami: „Rozumiem intencje, ale odradzałbym takie sądy”. W przełożeniu z filipińskiego na polski stwierdzenie to oznaczało ni mniej ni więcej tylko: „słusznie, Janusz, prawisz, ale sliszkom wcześnie na otwarte teksty”.

Również w przypadku kazirodztwa Hartman wypowiedział się po linii i w duchu postępu, ale „lewo” wie, że na otwarte deklaracje w tej materii jest wciąż za wcześnie w przywiązanym do tradycji polskim zaścianku. Wystarczy jednak poczekać dłuższą chwilę, aż atmosfera się rozluźni, i wątek podejmie nie tylko Hartman, ale również inne tuzy intelektualnej dekonstrukcji. A że tak się stanie – to niemal pewne. Z Zachodu nadciągają już jaskółki zmian. Tuż po tekście Hartmanaa w internetach pojawiło się oświadczenie duńskiego profesora, zresztą również „etyka”, Thomasa Søbirka Petersena z Uniwersytetu w Roskilde, który stwierdził, że „czas przemyśleć stare tabu”. Skandynawia jak zwykle nie zawodzi na niwie moralnej awangardy, ale jeszcze śmielej poczynają sobie Niemcy. Wcześniej, we wrześniu, z propozycją dekryminalizacji kazirodztwa wystąpił już nie odważny solista, ale ciało kolegialne – Niemiecka Rada ds. Etyki. „Uczeni” przekonywali, że „rodzeństwa w afekcie doświadczają bardzo trudnej sytuacji emocjonalnej, w której mają poczucie, że nie są szanowane ich podstawowe prawa”.

Nie mam energii na komentowanie poronionych urojeń świrów z dyplomami, ale chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz: zadziwiającą synchroniczność wystąpień. W ciągu raptem dwóch tygodni „autorytety” w trzech krajach niezależnie od siebie (?) lansują identyczną poprawkę do kanonu dobra i zła. Być może pan Hartman uważnie śledzi zachodnie trendy, a być może konsultuje swoje wystąpienia ze znamienitszymi trendsetterami. Należy wszak do znanej międzynarodowej organizacji – loży B’nai B’rith, która jakiś tam wpływ na publiczne wystąpienia swoich członków jednak ma. A może i w ogóle na publiczność, którą ktoś przecież musi informować, o czym i jak należy myśleć.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska