Osiągnięcia wspomnianego fotoradaru trzykrotnie przewyższają wyniki pozostałych urządzeń znajdujących się przy brytyjskich drogach. Nie bez powodu miejscowi kierowcy nazywają go „dojną krową”, która przynosi ogromne zyski.
Fotoradar przy Newport Road został zamontowany w 2012 roku, ale dopiero od 2014 roku działa na nowych zasadach. Szybko zyskał miano koszmaru kierowców. Do tej pory sfotografował prawie 14 tys. właścicieli pojazdów. Ze średnią dzienną rzędu 71 kierowców, urządzenie szybko zdeklasowało dotychczasowego lidera. Był nim fotoradar w Greater Manchester, który dziennie łapał średnio 26 kierowców.
Koszmar kierowców z Cardiff to symbol sukcesu lokalnych władz, które cieszą się z jego skuteczności. Oczywiście odmienne zdanie mają karani kierowcy. Mają oni jednak trochę racji, bowiem wygląda na to, że urządzenie zostało bardzo restrykcyjnie skalibrowane. Karen Leyshon, matka trojga dzieci, została „sfotografowana”, gdy jechała z prędkością 34 mil na godzinę. W miejscu, gdzie stoi słynny fotoradar, obowiązuje ograniczenie do 30 mil na godzinę.
– To jakaś farsa. Od lat jeżdżę tą drogą i nigdy nie było problemów. Wszystko się zmieniło odkąd postawili ten fotoradar. Widać, że jest tu po to, aby doić kasę od kierowców. Miejsce to nigdy nie było niebezpieczne dla pieszych czy kierowców. Jechałam zaledwie 34 mile na godzinę, musiałam za to zapłacić 85 funtów za kurs uświadamiający, który był kompletną stratą czasu. Myślę, że reszta z blisko 14 tys. złapanych kierowców jest tego samego zdania – mówi kobieta.
Sprawdzamy statystyki i okazuje się, że w ciągu pierwszego półrocza dzięki fotoradarowi przy Newport Road, na wspomniany kurs świadomej jazdy musiało się wybrać 5906 kierowców.
Tim Shallcross, z Institute of Advanced Motorists, uważa, że słynny fotoradar nie spełnia swojej funkcji, a jest tylko maszynką do zarabiania.
– Podstawowym celem ustawiania fotoradarów jest wpłynięcie na prędkość przejeżdżających pojazdów, które powinny jeździć w danej strefie wolniej. Nie powinno tu chodzić o pieniądze z mandatów. Takie urządzenie spełnia swoją rolę wtedy, gdy wskutek jego działania mamy małą liczbę mandatów lub wcale ich nie ma. Jeśli jednak strzela mandatami jak karabin, to jest to zaprzeczenie podstawowego celu. Lokalne władze powinny o tym pomyśleć, bo ten fotoradar działa jak pułapka. Jeśli musi tam być ograniczenie do 30 mil, to zadbajmy o odpowiednie oznakowanie, którego nie zasłania roślinność, a także o to, aby informacja o radarze była powszechna – mówi Shalcross.
Z ujawnionych niedawno danych wynika, że w całym 2013 roku, wszystkie fotoradary na Wyspach wygenerowały łączny dochód z mandatów w wysokości 22 milionów funtów.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk