Rekordowe odszkodowania
Z czasem Bednarczyk stał się ekspertem od skomplikowanych spraw, gdzie stawką były naprawdę duże odszkodowania. Pojawiły się spektakularne zwycięstwa. Np. w 1998 roku szpital musiał zapłacić 2,3 mln funtów (rekordowa kwota w tego typu sprawie w tamtym czasie), bo lekarze zwlekali z decyzją o wywołaniu porodu, co spowodowało porażenie mózgowe. – Bardzo smutna historia. Mój klient doznał urazu podczas narodzin – opowiada Marek. – Ale w ogóle nie miało to wpływu na jego inteligencję. Skończył studia. Gdyby nie fizyczne ułomności, miałby szanse na zupełnie normalne, albo wręcz bardzo dobre życie. Do rozstrzygnięcia, czy lekarze byli winni zaniedbania, potrzebne były opinie trzynastu ekspertów: fizjoterapeutów, pediatrów, neurologów, tych od terapii zajęciowej, czy też specjalisty od adaptacji mieszkania.
Rok później Marek wygrał głośną sprawę o zwrot kosztów leczenia viagrą dla klienta, który odczuwał bóle w dolnej części kręgosłupa. Szpital ignorował symptomy, tymczasem zniszczone nerwy spowodowały problemy z erekcją.
W kolejnych procesach Bednarczyk m.in. doprowadził do ugody w sprawie dla dziecka z niewładnym ramieniem (tzw. niedowładem Erba), wartej ponad 300 tysięcy funtów (także rekord), i wygrał 3 miliony dla dziecka, które doznało urazu mózgu przy narodzinach. Najwyższa kwota przyznana przez sąd w sprawach prowadzonych przez Marka to 5 milionów funtów (porażenie mózgowe, przypadek podobny do tego z 1998 r.). Dziś Bednarczyk jest polecany zarówno przez innych prawników, jak i ekspertów medycznych.
– Marek jest wyjątkowo skrupulatny i sumienny. Precyzja i analiza szczegółów to atrybuty, które sprawiają, że wygrywa tak skomplikowane sprawy, jak te dotyczące zaniedbań lekarskich – ocenił dr Michael Powers, jeden z czołowych prawników w kraju, na stronie kancelarii Hart Brown, gdzie Bednarczyk pracuje. – Jest ujmujący w kontaktach z klientami, całkowicie ich angażując, a zarazem wykazując współczucie, gdy tylko jest to wskazane.
Prezydent na rok
Przez bieżący rok Marek jest prezydentem lokalnego stowarzyszenia prawników. – Nie, nie oznacza to większych zarobków! – uśmiecha się. – To prestiżowa funkcja. Surrey Law Society organizuje branżowe imprezy, mityngi czy prelekcje, bo prawnicy muszą być na bieżąco ze zmianami w przepisach. Poszczególne komisje analizują precedensy sądowe, albo nowe zjawiska, które mogą wpływać na wyniki procesów w przyszłości. Czasami Stowarzyszenie jest proszone o opinię w ważnej społecznie sprawie, ostatnio np. na temat cięć w Legal Aid. Naszym zamysłem jest też, by mieszkańcy Surrey łatwiej mogli uzyskać pomoc; poprzez SLS można się skontaktować z prawnikiem.
Zadania prezydenta to prowadzenie obrad komisji, nadzór nad projektami, w razie potrzeby występuje on też jako rzecznik organizacji. – Dla mnie to nowe doświadczenie, i szansa na poznanie nowych ludzi – mówi Marek, którego komentarze nieraz pojawiają się w lokalnych mediach.
Zdrowa agresja
Bednarczyk jest związany z kancelarią Hart Brown, działającej w hrabstwie Surrey i na Wimbledonie, już 25 lat. – Hart Brown pomaga zwykłym ludziom. Nie zwraca uwagi na kolor skóry, narodowość, pozycję społeczną; nie jest „snobbish”. Udział w procesach to nie jest robota dla słabych osobowości. Ja nigdy nie dawałem się łatwo obrazić, zaatakować; zawsze twardo broniłem swojego zdania, swoich wyborów, więc i dziś, w batalii na sali sądowej, daję radę.
– Ze względu na moje nazwisko, Polacy zainteresowani prawną pomocą często zwracają się do mnie. Niektórzy są rozczarowani dowiadując się, że nie mówię po polsku. Ale większość jest na tyle rozsądna, by uczyć się angielskiego choć w komunikatywnym stopniu. Mam natomiast w sobie, po ojcu, trochę zdrowej agresji. No i lubię polskie jedzenie. I wódkę też.
Grzegorz Boczar, MojaWyspa.co.uk
fot. "Surrey Lawyer"