MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

11/08/2014 07:22:00

Felieton: Więzienie jak z bajki

Felieton: Więzienie jak z bajkiJest taki kraj na mapie, w którym bezrobocie nie przekracza 3 proc., dochód na głowę należy do światowej czołówki, technologia rozwiązała większość problemów życia społecznego, a ludzie chwalą władzę ze szczerego serca.
Ze szczerego czy nie ze szczerego – właściwie nie mają wyjścia. Władza ma bowiem niski próg tolerancji na krytykę i potrafi reagować dość brutalnie na przejawy krnąbrności. Grzywny, ciupa, najwyższy wymiar kary – o takie atrakcje w Singapurze stosunkowo łatwo, szczególnie rozpasanemu demoliberalizmem Europejczykowi. Palenie papierosów w miejscu niedozwolonym to tysiąc dolarów w plecy. Posiadanie narkotyków to bilet na ostatnią podróż. Nie bez kozery klasyk cyberpunku William Gibson nazwał ten kraj Disneylandem z karą śmierci.

Niedawno amerykański think tank Foreign Policy opublikował raport na temat tego niespełna pięciomilionowego państweka, zainstalowanego na południowym krańcu półwyspu malajskiego, zatytułowany „Laboratorium społeczne. Singapurskie państwo nadzoru”. Tytuł mówi wiele, ale warto zagłębić się w szczegóły – bo to państwo z nadzorem nieco bardziej zaawansowanym niż, dajmy na to, Wielka Brytania.

Wszystko zaczęło się w 2002 r. Peter Ho, sekretarz obrony Singapuru, złożył wizytę Johnowi Pointdexterowi, byłemu doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Ronalda Reagana, wówczas szefującemu jednemu z programów DARPA (agencja zajmująca się rozwijaniem zaawansowanych projektów obronnych na użytek armii USA, stworzyła m.in. technologię stealth oraz podwaliny internetu). Spotkanie dotyczyło opracowywanego przez DARPA systemu zbierania i przetwarzania gigantycznych ilości danych, tzw. big data, na użytek „bezpieczeństwa publicznego”, czyli np. tropienia gangów deskorolkarzy, malujących napisy na murach, tudzież internetowych siewców nienawiści nazywających Murzynów Murzynami. Wynalazek, ochrzczony złowrogim mianem Total Information Awareness (totalna świadomość informacyjna), był na razie koncepcją, która wymagała wdrożenia i przetestowania na odpowiednim poletku doświadczalnym. Singapur – małe, prężne państwo-miasto, z hyziem na punkcie nowoczesnych technologii, zlokalizowane poza obszarem obowiązywania standardów demokratycznych – był do tego celu idealny.

Potrzebny był jedynie odpowiedni pretekst. I szybko się znalazł. Dostarczyła go epidemia wirusa SARS, która co prawda nie zdziesiątkowała Singapuru (odnotowano jedynie 33 przypadki śmiertelne), ale wstrząsnęła nadwrażliwą opinią publiczną i spowolniła obroty tamtejszej gospodarki. Jak wiadomo, strach jest najlepszym sprzedawcą. Dlatego przejęci pomorem Singapurczycy bez szemrania zaakceptowali wdrożony przez Ho system oparty na koncepcji TIA, nazwany Risk Assessment and Horizon Scanning (ocena ryzyka i monitoring horyzontalny). W założeniu miał on uchronić społeczeństwo nie tylko przed epidemiami, ale również groźbami terrorystycznymi i szeregiem innych – wyimaginowanych lub nie – zagrożeń współczesnego świata.

A ponieważ żadna władza nie lubi się miarkować w korzystaniu z dostępnych narzędzi kontroli – tym bardziej jeśli nie miarkuje jej znieczulony strachem i szacunkiem demos – program RAHS wnet stał się wygodną zabawką do organizowania życia publicznego. Rząd zaczął wykorzystywać możliwości systemu do planowania niemal każdego aspektu funkcjonowania społeczeństwa. Obecnie armia singapurskich urzędników przekopuje stosy danych z online’u i offline’u (media społecznościowe, monitoring CCTV itp.) w celu planowania budżetów, przeprowadzania prognoz gospodarczych, kształtowania polityki imigracyjnej oraz edukacyjnej, badania nastrojów społecznych i wpływania na nie za pomocą odpowiedniej strategii komunikacyjnej itp. Przede wszystkim jednak zainspirowany projektem DARPA system nadzoru pozwala wytropić pierwsze zarzewia społecznego niezadowolenia i stłumić w zarodku rodzące się niepokoje.

Jest to o tyle łatwe, że w Singapurze łącze internetowe mogą posiadać jedynie obywatele legitymujący się krajowym dowodem tożsamości, a zakup karty SIM jest niemożliwy bez okazania ważnego paszportu. Słowem – ktokolwiek w Singapurze korzysta z dóbr telekomunikacji, jak na tacy podaje swoją tożsamość rządowi (o ile nie jest telepatą). Dodatkowo w przestrzeni publicznej porządku strzegą szwadrony kamer, wyręczając policję, która w tym kraju nie ma zbyt wiele pracy. Singapurczycy akceptują ten stan rzeczy, ponieważ ich mentalność przesiąknięta jest paskudnym rysem mieszanki strachu i współzawodnictwa, znanym pod chińską nazwą „kiasu” – dosłownie oznaczającą „strach przed przegraną”. Głównym przedmiotem zainteresowania mieszkańców wschodnioazjatyckiego surveillance state jest awans społeczny, a największą obawą – degradacja do niższej klasy socjoekonomicznej.

Jednak – moim skromnym zdaniem – najbardziej niepokojącym obrazem wyłaniającym się raportu Foreign Policy nie jest poziom wolności społecznej Singapuru. O wiele większym lękiem napawa mnie świadomość, że dla sporej części światowej populacji, z trudem zaspokajającej swoje potrzeby życiowe, kraj w rodzaju Singapuru mógłby okazać się snem spełnionym. Praktycznie nie istnieje w nim problem ubóstwa ani przestępczości. A jednak akceptacja tego luksusowego więzienia ma w sobie coś z podpisania cyrografu i zaprzedania duszy siłom ciemności.

Obawiam się, że w nieodległej przyszłości podobny „skok technologiczny” dokona się również nad Wisłą (która do tego czasu może zmienić bieg i zacząć wpadać do Renu lub Wołgi). Bo Singapur to po prostu jeden z kilku – obok Skandynawii, Holandii czy Korei Północnej – społecznych poligonów doświadczalnych, na których wypracowuje się standardy dla przyszłego, sformatowanego świata.

Pan Dobrodziej
 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska