Wierzymy w nasz klub eksportowy!
Szkoci wielokrotnie udowodnili, że na własnych boiskach potrafią ogrywać rywali spoza Wysp Brytyjskich i to wysoko. W ubiegłym roku Celtic odprawił z wynikiem 3-0 Szachtior Karaganda z Kazachstanu, mimo wcześniejszej porażki 0-2 na wyjeździe. A przynajmniej połowa składu z tamtego meczu, na czele ze strzelcem jednej z bramek Krisem Commonsem, wyjdzie dziś naprzeciw Legii Warszawa. We wcześniejszych latach Celtic u siebie potrafił aplikować np. sześć bramek Tirolowi Innsbruck, czy cztery Artmedii Bratysława. Wynik 3-0 osiągnięty w meczu z Legią również da awans drużynie szkockiej.
W Edynburgu nie będzie łatwo!
A wtedy inaczej spojrzymy na nonszalancję w wykonaniu Ivicy Vrdoljaka w pierwszym spotkaniu. I to zarówno w czasie meczu, przy wykonywaniu dwóch rzutów karnych, jak i po nim, gdy buńczucznie zapowiedział, że ewentualnego trzeciego rzutu karnego też nie pozwoliłby strzelać nikomu innemu. Kapitanowi Legii, zachowując do niego i drużyny wiele sympatii, proponujemy mniej pychy w zapowiedziach, a więcej pracy na treningach. Tym bardziej, że chcąc błyszczeć w Lidze Mistrzów, trzeba będzie mecze o podobnej trudności jak ten z Celticem rozgrywać co tydzień, a nie raz na cały sezon.
Mamy jednak nadzieję, że nie nastąpi cudowna metamorfoza graczy Celticu, a to dlatego, że Legia na to nie pozwoli i nie zejdzie z poziomu zaprezentowanego tydzień temu w Warszawie. Taktyka wydaje się prosta, wystarczy kontrolować przebieg meczu, pamiętając o tym, że to rywal musi rzucić znaczne siły do ataku. Profesjonalizm europejski, który Legia osiągnęła już w zakresie pensji dla piłkarzy, a do którego pretenduje w zakresie wyników na boisku wymaga, aby narzucić swój sposób gry przeciwnikowi i ewentualnie skontrować celnie jego zbyt śmiałe poczynania. Błędy z meczu ze Steauą (szybka utrata dwóch bramek i dezorganizacja przedmeczowych ustaleń) nie mogą się powtórzyć. W Edynburgu spowodują bowiem, że znowu to Celtic poczuje zew krwi...
Nikt nie cofnie nogi
Na poważną próbę zostanie zapewne wystawiona defensywa warszawskiego zespołu, która w tej edycji pucharów nie musiała jeszcze mierzyć się z huraganowymi atakami przeciwników. A trzeba pamiętać, że w pierwszym meczu w Warszawie, to właśnie usunięcie jednego z graczy linii obronnej dało Legii przewagę, umiejętnie wykorzystaną w drugiej połowie. Oby w Edynburgu to Legia nie musiała przeżywać horroru po usunięciu z boiska jej gracza.
Przełomowy moment meczu w Warszawie, środkowy obrońca Efe Ambrose (nr 4) usuniety z boiska.
Bardzo skromnie w Lidze Europy
Legia Warszawa to obecnie nasz klub eksportowy, który rozbudził wielkie nadzieje. Nie można tego powiedzieć o pozostałych naszych trzech reprezentantach w Lidze Europy. Zawisza Bydgoszcz już pożegnał się z występami pucharowymi (1-2 i 1-3 z belgijskim zespołem Waregem). Grę kontynuują Lech Poznań i Ruch Chorzów. Ale ich ubiegłotygodniowy dorobek wygląda nader skromnie. Lech przegrał z półamatorskim, choć w ten sposób potwierdzającym prawdę o pięknie futbolu, Stjarnanem Gardabaer na Islandii 0-1, a Ruch u siebie zremisował bezbramkowo z duńskim Esbjergiem. W pełni zawodowy klub Lech Poznań jest z pewnością faworytem w rewanżu na własnym stadionie. Co do formy Ruchu Chorzów niczego nie można być pewnym. A zwłaszcza tego kiedy ta drużyna zacznie strzelać bramki. W poprzedniej rundzie do awansu wystarczył remis 0-0 w Liechtensteinie, ale tym razem, by pokonać kolejnego przeciwnika, potrzebne są gole na wyjeździe.
Jak dotąd, nasze trzy drużyny w Lidze Europy zanotowały w tym sezonie 2 zwycięstwa (oba u siebie, nad zespołami z Estonii i Liechtensteinu) dwa remisy po 0-0 i 4 porażki. Bilans łączny dość nikły...
Mecze Lecha i Ruchu odbędą się w czwartek 7 sierpnia.
Brasil, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.