MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

21/07/2014 07:39:00

Felieton: Pedofilia nie po katolicku

Felieton: Pedofilia nie po katolickuOkazuje się, że miłośnicy dzieci kryją się nie tylko na plebaniach, a termin „pedofil” nie jest synonimem słowa „ksiądz”. Pedofilia to po prostu jedna z rozrywek elit, które z coraz większym trudem ukrywają to w tajemnicy.
Brytyjczycy podobno są w szoku, jak głosi nagłówek w Onecie. Na Wyspach rozgorzała bowiem kolejna afera pedofilska. W toku śledztwa przeprowadzonego w zeszłym roku przez ministerstwo spraw wewnętrznych okazało się, że zniknęły ważne dokumenty na temat siatki pedofilskiej złożonej z wysoko postawionych osobistości. Chodzi o materiały dostarczone do brytyjskiego MSW w latach 1983–84 przez nieżyjącego już posła konserwatystów, Geoffreya Dickensa. Zostały one następnie przekazane „innym instytucjom” – i ślad po nich (bagatelka, 114 teczek) zaginął. Dokumenty opisywały m.in., jak w latach 80. przedstawiciele brytyjskiego establishmentu, w tym parlamentarzyści, zabawiali się z dziećmi na zapleczach bankietów. Na liście podejrzanych jest ponad 30 byłych i obecnych polityków. Sprawę ujawniła niedawno stacja BBC News, przyprawiając premiera Camerona o ciężką nerwówkę. „Pierwszy” musiał silić się na wiązanki obietnic, że rząd nie spocznie, dopóki nie wyjaśni afery do najdrobniejszego szczegółu.

Osobiście wierzę, że jeśli brytyjski rząd cokolwiek zamierza wyjaśnić, to najwyżej najdrobniejsze szczegóły – te wybrane, niezagrażające wyjaśnieniu sprawy w jej złożoności. Przecież rolą rządu, jako instytucji dbającej o porządek publiczny, nie jest wyjaśnianie „złożonych” spraw, ale ich zaciemnianie. No bo wyobraźmy sobie, co by zostało z porządku publicznego, gdyby do przytomności ludu dotarło, że zabawy z dziećmi to nie jakaś tam wpadka kilku dewiantów z marginesu polityki, tylko całkiem częsta rozrywka brytyjskich elit? Nie tylko zresztą brytyjskich i nie tylko politycznych. O upodobaniach pedofilskich towarzystwa ze świecznika można sporo poczytać za pośrednictwem Google’a. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności w łepetynach konsumentów masowej informacji najczęściej łączą się one z przedstawicielami Kościoła Katolickiego. Być może dlatego, że w ostatnich latach media skrzętnie dbają o kreowanie wizerunku księdza-pedofila, marginalizując doniesienia o pedofilach rabinach czy arystokratach.

Tymczasem szybki risercz pokazuje, że dzieciolubów bez koloratki jest wcale pod dostatkiem, choć najwyraźniej nie zasługują oni na podobną ekspozycję co zbłąkani duchowni. Znamienitym gniazdem zła – o którym jednak nie wypada mówić równie głośno jak o Watykanie – jest Hollywood. W zeszłym roku niejaki Corey Feldman, były gwiazdor kina familijnego, wyjawił, że w czasach małoletnich był molestowany przez osoby należące dziś do grona najbardziej wpływowych decydentów branży filmowej. Jak przekonuje Feldman, tego typu relacje to norma w „Fabryce Snów”. W świetle tych nowinek klasyczny standard robienia kariery przez łóżko nabiera bardziej ponurego znaczenia.

Dziesięć lat temu doszło do znacznie głośniejszego skandalu z niejakim Markiem Dutroux w roli frontmana. Skandal w tym przypadku to może nie najwłaściwsze określenie, bo sprawa przypominała raczej horror, w dodatku z akcentami spiskowo-okultystycznymi. Dla krótkiego przypomnienia: Dutroux to belgijski pedofil i seryjny morderca, który porywał, torturował i wykorzystywał seksualnie dzieci. Udowodniono mu pięć zbrodni. Psychopata zapisał się (albo i nie) w pamięci opinii publicznej jako samotny dewiant, który szczęśliwie w końcu trafił za kratki. Kto ma chęć pogrzebać w tym temacie nieco głębiej, odkryje że prawda jest daleko bardziej mroczna. Istnieją przesłanki, że zbrodnie miały charakter rytualny, a tropy prowadzą do środowisk europejskiego establishmentu, z arystokracją włącznie.

Z nóg mogą zwalić również niedawne rewelacje na temat radosnego (z ang. – gay) pana Savile’a. Okazało się, że jedna z najbardziej znanych swojego czasu „osobowości telewizyjnych”, a przy okazji odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego „szlachcic”, obnoszący się z dumnym tytułem Sir, zabawiał się nie tylko z dziećmi, ale również – no cóż – z ciałami w kostnicach. Ciekawe, czy „królowa matka”, honorując swojego poddanego rycerstwem w 1990 r., ani tyci nie wiedziała o jego niecodziennych skłonnościach, bo nikt z jej – zapewne również niedoinformowanego – dworu nie raczył jej o tym napomknąć.

Ech, czasem można odnieść wrażenie, że cała ta globalna wierchuszka obwieszona tytułami i okupująca najwyższe stanowiska to zgnilizna trącąca siarką. Ale też nie bardzo jest się czemu dziwić. Kultywowanie patologii na wyższych piętrach hierarchii władzy to roztropna taktyka sterowania społecznego. Najłatwiej jest przecież kontrolować ludzi, na których posiada się niszczące kwity.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska