O sprawie jest głośno od kilku dni, pisaliśmy już o kontrolach wprowadzonych w samolotach lecących do USA. Również brytyjskie ministerstwo transportu zapowiedziało, że sprawdzania gadżetów elektronicznych zostanie wprowadzone na wybranych trasach do UK i z UK. Tymczasem tanie linie nie zamierzają nękać pasażerów dodatkowymi kontrolami.
Przypomnijmy, że lecąc do USA lepiej mieć naładowaną baterię w smartfonie. Jeśli urządzenie nie będzie się dało uruchomić, nie wejdziemy na pokład. Brytyjski resort transportu zapowiedział, że kontrole będą obowiązywać na wybranych trasach, dotyczyć to może każdego samolotu lądującego na Wyspach, lub startującego z brytyjskich lotnisk. British Airways już uprzedzają swoich pasażerów i przypomina o ładowaniu telefonów, tabletów czy laptopów.
Mimo że ministerstwo nie sprecyzowało na jakich trasach można się spodziewać kontroli, to jednak australijskie źródła rządowe podały, że na liście jest większość lotów do UK z Europy, Afryki i Bliskiego Wschodu.
W całym tym zamieszaniu warto zwrócić uwagę na komunikaty ze strony Ryanair i easyJet – przedstawiciele obu przewoźników zapewnili, że ich pasażerowie nie będą poddawani kontrolom dotyczącym sprzętu elektronicznego. – Dotarły do nas informacje z ministerstwa transportu, jednak póki co u nas nie wprowadzamy żadnych zmian – mówi rzecznik easyJet. Jego odpowiednik z Ryanair dodaje: - Nie sądzimy, aby nowe zasady miały jakkolwiek wpływ na krótkie loty w granicach Europy.
Na razie na brytyjskich lotniskach nie słyszy się o zwiększonych kontrolach. Pasażerowie odlatujący wczoraj z Heathrow potwierdzili, że nikt nie sprawdzał im baterii w telefonach. – Jak na razie zalecamy wszystkim pasażerom wylatującym z UK, lub lądującym na Wyspach, aby utrzymali swoje telefonu w stanie naładowanym. Pozwoli to na uniknięcie jakichkolwiek niewygodnych sytuacji – mówią przedstawiciele ministerstwa transportu.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.