5 lipca w okolicy Częstochowy trwały loty ze skoczkami spadochoronywmi organizowane przez prywatną szkołę spadochroniarstwa. Miejscem startów i lądowań było lotnisko Aeroklubu Częstochowskiego w Rudnikach. W godzinach popołudniowych kolejny, ósmy już tego dnia lot rozpoczął Piper Navajo nr rejestracyjny N11WB z pilotem i jedenastoma skoczkami na pokładzie. Niedługo po starcie maszyna straciła wysokość i spadła w odległości około trzech kilometrów od lotniska, blisko zabudowań w miejscowości Topolów. Podczas tego krótkiego lotu pilot nie alarmował drogą radiowa o problemach. Okoliczni mieszkańcy oraz strażacy ochotnicy uratowali jednego z pasażerów. Z ich relacji wynika, że samolot szybko tracił wysokość, a odgłos pracy silników był nietypowy, wyjątkowo głośny. Po upadku, wewnątrz znajdowała się jeszcze co najmniej jedna osoba wzywająca pomocy, ale z powodu rozprzestrzeniającego się pożaru nie można jej było pomóc. Samolot spłonął w znacznej części.
Ocalały instruktor ważnym świadkiem
Jedynym uratowanym jest instruktor skoków spadochronowych. Został przesłuchany i szczegółowo opisał okoliczności i przebieg lotu. Jego zeznania objęte są na razie tajemnicą śledztwa prokuratorskiego.
Nieco informacji przekazali mediom obecni na miejscu przedstawiciele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Według nich samolot zderzył się z ziemią w sposób, który sugeruje, że pilot nie miał nad nim kontroli i nie była to próba lądowania awaryjnego w przygodnym terenie. Po usunięciu ciał konstrukcja samolotu została rozebrana na elementy w celu oceny możliwości ich dalszych badań przez PKBWL. Poszukiwane w pogorzelisku są zwłaszcza cyfrowe nośniki zapisu danych o wskazaniach przyrządów pokładowych. Indagowany o możliwe przyczyny katastrofy przedstawiciel PKBWL Andrzej Pussak stwierdził, że za wcześnie na ich określanie, a do weryfikacji mógłby podać nawet i sto hipotez. Nie jest wykluczone, że Polska komisja będzie się również zwracac o ustalenie części danych w tej sprawie do jej amerykańskiego odpowiednika.
Samolot przystosowany dla spadochroniarzy
Rozbity pod Częstochową samolot kilka miesięcy temu sprowadzono do Polski ze Stanów Zjednoczonych, gdzie wykonywał loty z pasażerami. Posiadał nadal amerykańskie oznaczenie rejestracyjne. Wnętrze zostało w Polsce zmodyfikowane i przystosowane do zabierania, poza pilotem, jedenstu skoczków spadochoronowych. W takim charakterze był, jako bezpieczny, dopuszczony do użytkowania w kraju.
Była to kolejna maszyna wykorzystywana przez tę firmę do szkoleń spadochronowych. Poprzednimi samolotami były mniejsze od niej cessny.
W katastrofie zginął zarówno właściciel szkoły spadochronowej jak i instruktorzy i uczniowie, w tym kilku byłych żołnierzy. Były to osoby pochodzące z kilku województw południowej Polski. Łączyła ich pasja skakania spadochronowego. Jest to najtragiczniejsza katastrofa lotnicza na terenie Polski od czasu rozbicia się wojskowej Casy C295M w okolicy Mirosławca, w styczniu 2008 roku. Wówczas smierć poniosło dwudziestu żołnierzy zawodowych.
Tb MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.