MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

11/06/2014 07:33:00

Rok, w którym spłonął Londyn

Londyn dopadła prawdziwa czarna seria. W 1664 r. wybuchła zaraza, którą później nazwano wielką, ponieważ trwała przez niemal 2 lata i potrafiła zabierać nawet 8 tys. ludzi tygodniowo. Gdy myślano, że sytuacja wróciła do normy, wybuchł pożar. Także nazwany wielkim, bo pochłonął 80 proc. miasta.


Tak wielki pożar – argumentowano – musiał mieć winnego i rozpocząć się od podpalenia. Pierwsze podejrzenie, jeszcze w czasie jego trwania, padło na Holendrów, z którymi Anglia dopiero co toczyła wojnę. Drugie na Francuzów. I jeszcze katolików. Niektórzy podejrzewali też Karola II, który miał mścić się za ojca. Głośno zaczęto mówić o tym, że to nowy spisek prochowy, i tłum zaczął wymierzać sprawiedliwość. Obcokrajowców atakowano na ulicach. Dochodziło do linczów. Za tłumem podążyły władze. Parlament powołał komisję do zbadania przyczyn pożaru.  Wkrótce zaczęli pojawiać się świadkowie mówiący o tym, że Holendrzy knuli. Knuć mieli też Francuzi. Komisja parlamentarna ustaliła, że chodziło o wypadek, ale nie zmieniło to faktu, że koniecznością było znalezienie kogoś, kto się przyzna, i to się udało. Robert Hubert był 26-letnim synem zegarmistrza z francuskiego Rouen. Mężczyzna, którego zatrzymano z nieznanego powodu – być może tylko dlatego, że był Francuzem – po aresztowaniu opowiedział o tym, że próbował podpalić Westminster. Wprawdzie Westminster nie spłonął, ale trzeba było dokonać tylko kilku „poprawek” w przyznaniu się do winy i można było przedstawić ludziom kozła ofiarnego.

Huberta umieszczono w Southwark Prison i popracowano, by jego opowieść wyglądała „lepiej”. Już po kilku dniach okazało się,  że podpalał nie Westminster, a piekarnię przy Puddington Lane. Wcześniej miał się po prostu pomylić, co nikogo nie zdziwiło, choć pałac raczej nie przypominał piekarni. Do przyznania Hubert dołożył historyjkę o tym, że działał we współpracy z papistami i francuskim królem. Biedaka skazano w Old Bailey, choć nawet ława przysięgłych nie wierzyła ponoć w jego winę. Powieszono go w październiku w Tyburn. Zwłoki zostały rozszarpane przez tłum. Później okazało się, że w czasie pożaru nie było go nawet w Londynie. Polowanie na czarownice trwało jeszcze przez niemal rok. Obcokrajowcy trafiali do więzień. Byli bici. Utrudniano im lub uniemożliwiano odbudowę domów, za którą zabrano się wkrótce po pożarze i która z czasem nabierała tempa.

Katastrofę chciano bowiem wykorzystać, by wąskie uliczki The City zmienić w miasto w kontynentalnym stylu. Z szerokimi alejami i zupełnie nową siatką ulic. Adwokatem takiej zmiany był zwłaszcza Christopher Wren – także autor pomnika Wielkiego Pożaru, który stoi przy Monument Street. Ostatecznie jednak spory własnościowe zmusiły budowniczych, by zachowali stary układ miasta. Tyle tylko, że zrezygnowano z drewna jako materiału budowlanego. Nowy Londyn był murowany, a postawili go imigranci, którzy szybko wypełnili lukę po Wielkiej Zarazie i… antyimigracyjnej nagonce, która spowodowała, że z miasta uciekło wielu potrzebnych rzemieślników i fachowców.

Tomasz Borejza, Cooltura

Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska