Protest rozpoczął się wczoraj o godz. 21.30., a zakończyć się ma w środę o godz. 20.59. Strajk jest zapowiedzianą formą sprzeciwu pracowników London Underground, którzy nie zgadzają się z planem redukcji liczby kas biletowych. W efekcie pracę ma stracić 960 osób – czytamy w serwisie BBC News.
Rozmowy pomiędzy związkowcami a dyrekcją London Underground toczyły się od dłuższego czasu. Doliczono się już aż 40 spotkań zwaśnionych stron, które jednak nie przyniosły rezultatu. Dlatego też związkowcy podjęli decyzję o kolejnym 48-godzinnym strajku. Poprzedni taki protest miał miejsce w lutym br.
Przedstawiciele Transport for London spodziewając się decyzji o rozpoczęciu protestu przygotowali przewodnik dla podróżujących w czasie trwania strajku. Przygotowano dodatkowe autobusy do przewożenia pasażerów metra. Eksperci ostrzegli też przed kolejkami do taksówek i ograniczeniami podczas podróży metrem – nieczynnych jest kilkadziesiąt stacji.
Związkowcy podkreślają, że w każdej chwili są gotowi zakończyć protest, jeśli szefostwo London Underground zgodzi się na konsultacje społeczne dotyczące planowanych likwidacji kas. – Zależy nam na zawieszeniu wprowadzania spornego pomysłu w życie. Chcielibyśmy, aby podczas tego zawieszenia odbyły się wielostronne konsultacje. Od miesięcy o to walczymy, dlatego zdecydowaliśmy się na kolejny strajk – mówi John Leach z RMT.
Jednak rzecznik LU, Phil Hufton stwierdził, że rozmowy ze związkowcami trwają od listopada zeszłego roku i żadne z alternatywnych rozwiązań nie zyskało aprobaty protestujących. – Jestem przerażony postawą związkowców, którzy od dłuższego czasu nie przedstawili żadnych alternatywnych form rozwiązania sporu – mówi Hufton.
Kolejny strajk w metrze skrytykował również burmistrz Boris Johnson, jednocześnie zaproponował, aby kontynuować działania dotyczące reformy metra i zamykania kas biletowych. – Chodzi o zamknięcie 260 kas biletowych, zmienimy sposób ich działania, miejsca te zyskają nowe funkcje, z pewnością spotkają się one z przychylnością pasażerów.odnośnie do warunków zatrudnienia pracowników, nadal jest miejsce na rozmowy – mówi Johnson.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk