Dieta to jedna z religii XXI w. – a religia to taka dziedzina życia, która ramy „codziennej gonitwy” zapełnia treścią. Treścią diety jest oczywiście pokarm, w odróżnieniu od dotychczasowych standardów religijnych – cielesny. W tym układzie kapłanami są oczywiście dietetycy, których w ostatnich latach przybywa jak mniszków pospolitych na wiosnę. Ostatnio coraz trudniej prześlizgnąć się przez gugla, poszukując informacji o czymkolwiek opartym na węglu (może z wyjątkiem sadzy i diamentów), by nie potknąć się o pomocną dłoń specjalistów ds. odżywiania lub nie zahaczyć o gabinet psychodietetyka. To oczywiście fajna sprawa – młode i urocze absolwentki nauk o żywieniu na indywidualnym spotkaniu poinstruują nas, jak osiągnąć stan homeostazy, starannie odmierzając porcje kaszy jaglanej i wyliczając dzienną rację kiełków brokuła. Fajne oczywiście dla kogoś, kto ma ciut za dużo czasu i pieniędzy.
No właśnie, pieniędzy. Jeśli coś was we współczesnym świecie zastanawia i chcecie to wyjaśnić, to wśród licznych cennych pytań zadajcie sobie następujące, niezwykle pomocne: kto w tym temacie trzyma kasę? Kto, oprócz uroczych absolwentek nauk o żywieniu trzyma kasę w temacie diety – tego oczywiście nie wiem i mogę tylko nieodpowiedzialnie spekulować. Natomiast zastanawiających ciekawostek podsycających wyobraźnię dostarczył mi niedawny artykuł w „Guardianie” na temat tego, co jest zdrowe, a co nie. A właściwie na temat tego, co do niedawna wypadało postrzegać jako zdrowe, a co wręcz przeciwnie.
Jak wynika z tekstu, organizacja British Heart Foundation przeanalizowała 72 badania akademickie, obejmujące ponad 600 tys. uczestników, dotyczące związków między spożyciem tłuszczów nasyconych (zwierzęcych) a występowaniem choroby wieńcowej. No i wyszło tejże fundacji, że takich związków nie ma, a przynajmniej zweryfikowane 72 badania ich nie wykazują. Takich związków nie wykazała również inna (meta)analiza z 2010 r., z której wniosek brzmiał następująco: „nie ma przekonujących dowodów na to, że tłuszcze nasycone (zwierzęce) powodują choroby serca”. Przy okazji klarowania się tej herezji, wyklarowała się też inna – nie ma przekonujących dowodów na to, że spożywanie tłuszczów wielonienasyconych chroni serce. Wychodzi więc na to, że jeden z filarów współczesnego myślenia o diecie to konstrukcja ze styropianu.
A pamiętacie, jak jeszcze niedawno rozniecano terror jajeczny? Trzy jajka w tygodniu i pas! W przeciwnym razie cholesterol wystrzeli nam uszami. Obecnie co przytomniejsi dietetycy wycofują się z tych bajek rakiem. Bo nikt oficjalnie nie ogłosił, że Światowa Organizacja Zdrowia wydając swe pożyteczne zalecenia albo się myliła, albo robiła nas w trąbę. O tym, że karkówka nie zabija pewnie też się rychło nie dowiemy, warto się jednak zastanowić, kto zarobił najwięcej na wytycznych dietetycznych wyssanych z przelewów koncernów farmaceutyczn... Ups, przepraszam – jeszcze o kilka zdań za wcześnie na formułowanie wniosków.
No, to po kolei. Jak przytomnie zauważa autorka tekstu w „Guardianie”, w miejsce sycących produktów zwierzęcych na nasze talerze zaczęła trafiać pasza węglowodanowa w rodzaju chrupków śniadaniowych, odchudzonych jogurcików z „muesli”, kanapek z masłem orzechowym itp. Półki sklepowe wypełniły się rafinowanymi olejami, rafinowanym cukrem i całą masą produktów naładowanych syropem glukozowo-fruktozowym oraz inną laboratoryjną materią. Wszystkim tym wymysłom towarzyszył piar o szkodliwych i tuczących tłuszczach oraz zaletach produktów „dietetycznych” – czyli odtłuszczonych zwierzęcych lub pochodzenia roślinnego.
Skutkiem tego, z treściwego pożywienia przestawiliśmy się na dietę złożoną z pustych kalorii, masy cukrów prostych i sztucznych dodatków. W ten sposób wypychamy kieszenie nie tylko wielkim korporacjom żywnościowym w rodzaju Nestle czy Unilever, tłoczącym nam do buzi syntetyczną masówę, ale również koncernom farmaceutycznym – bo współczesna przecukrzona dieta to fundament chorób cywilizacyjnych, które dają się poskromić wyłącznie kolorowym pigułkom. Na szczęście mamy wsparcie zdrowotne w dietetykach, którzy swoją wiedzę czerpią z niezależnych źródeł i podpowiadają, jak żyć, by nie umrzeć przedwcześnie.
Pan Dobrodziej