Agnieszka: „W Londynie doświadczasz uczucia samotności w tłumie”
Życie 30-letniej Agnieszki już od lat opiera się wyłącznie na kompromisach. Do Londynu przyjechała 7 lat temu. Przez rok była w związku na odległość z Hiszpanem, odwiedzała go w Londynie co kilka miesięcy. Później przeprowadziła się na stałe, zamieszkała z nim i próbowała ułożyć sobie życie. Związek jednak rozpadł się po 4 latach. Wtedy to Agnieszka zaczęła zastanawiać się nad sensem pozostania w Londynie. Przyznaje, że było jej trudno poznać kogoś po zerwaniu.
– Nawiązywanie kontaktów z facetami w Londynie może wydawać się łatwe, ale te kontakty są przelotne. Ktoś do ciebie zagada w pubie, zaprosi na kawę, weźmie numer telefonu, a potem już go nie zobaczysz. Niezmiernie trudno poznać tu kogoś, kto dążyłby do stabilizacji. Jak nigdzie indziej doświadczasz specyficznego uczucia „samotności w tłumie”. To charakterystyczne dla życia w tak dużym mieście – tłumaczy.
– Uważam, że w Polsce moje przyjaźnie były trwalsze, a ludzi – właśnie dlatego, że wokół było ich mniej – dobierało się staranniej i na dłużej – mówi. Kilka miesięcy temu nawiązała jednak kontakt z mieszkającym w Irlandii Markiem, kolegą, którego znała już w Polsce. Pomiędzy nimi rozwinęło się uczucie, odwiedzają się nawzajem i myślą o tym, żeby Marek zamieszkał w Londynie. Życie Agnieszki od jakiegoś czasu rozdarte jest już nie tylko pomiędzy Anglię a Polskę, gdzie zostawiła matkę, ale również Irlandię, gdzie spędza czas z ukochanym. Trzy osoby, trzy różne kraje.
– W portfelu wciąż mieszają mi się trzy waluty – funty, euro i złotówki, które prawie co weekend oddzielam po powrocie do Londynu. Sama nie wiem, gdzie jest mój dom – stwierdza Agnieszka.
– Jeśli Marek mógłby przeprowadzić się do Londynu, zostałabym tutaj i sprowadziła mamę do nas – tłumaczy. Agnieszka przyznaje, że jej dylematy są prawdopodobnie kwestią wieku, „syndromu trzydziestki”, który dopadł ją akurat na emigracji.
– Może przypadkiem tak się złożyło, że lata, które moje rówieśnice w Polsce wykorzystywały na założenie rodzin, ja spędziłam, poszukując siebie poza granicami kraju? – zastanawia się. Coraz częściej rozważa powrót do Polski.
– Przy całej sympatii, jaką darzę Londyn, mam świadomość, że nie jest to mój kraj i nigdy nie będzie. Myślę, że wiele zależy od tego, co zostawiasz za sobą w Polsce. Cały czas tęsknię za mamą, z którą jestem bardzo blisko, za fantastycznymi przyjaciółmi, rodzinnym Wrocławiem. Tęsknię mocniej, niż uwielbiam Londyn, więc bilansując korzyści i straty, myślę, że ostatecznie wybiorę Polskę. Jeszcze tylko chwila w tej pracy, jeszcze trochę tu pobędę, poznam ludzi, jeszcze moment – mówię tak sobie od dwóch, trzech lat…
Karolina Zagrodna, Cooltura