Zbuntowali się Icenowie. W okolicach 60 r. zmarł ich król, który pozostawił po sobie wdowę – charyzmatyczną i rudowłosą Boudiccę. Z okazji postanowili skorzystać rzymscy zarządcy Britanii i całe terytorium Icenów włączyli pod swój bezpośredni zarząd. Królowa protestowała. Nikt się tym jednak nie przejął i wymierzono jej srogą karę. „Boudicca została wychłostana, a jej dwie córki zgwałcono” – pisał Peter Ackroyd. To było zbyt wiele i Rzymianie doczekali się wielkiego ludowego powstania.
Na jego czele stanęła sama Boudicca. To imię, które teoretycznie powinno być znane każdemu, kto przeszedł edukację w brytyjskiej szkole, a w praktyce znają je przede wszystkim miłośnicy History Channel i Discovery, ponieważ kobieta wojowniczka to wdzięczny temat dla historycznych hobbistów i dziennikarzy. Tym bardziej że rudowłosej królowej udało się zebrać kilkudziesięciotysięczną armię, którą – podobno – zagrzewała do boju, mówiąc: „Ci ludzie kąpią się w ciepłej wodzie, jedzą wymyślne frykasy, piją nierozcieńczone wino, namaszczają swoje ciała mirrą, sypiają na miękkich łożach, które dzielą z nimi młodzi chłopcy”. Nie sposób zatem – podkreślała – by prawdziwi mężczyźni ich nie pokonali.
Armia Boudicci ruszyła na południowy wschód – to Norman Davies – „mordując i paląc wszystko na swojej drodze”. Zdobyto i spalono Colchester, który wówczas nazywano Camulodunum. Później to samo spotkało Verulamium i Londinium. Ackroyd: „Wielu londyńczyków uciekało z miasta w pośpiechu, podążali dalej na południe i szukali schronienia wśród prorzymskich plemion. Ci, którzy zostali, byli zabijani. Tacyt donosił, że w atakach zginęło 70 tys. ludzi”. Miasto spalono, a jeszcze dziś pod ulicami City da się odnaleźć utlenione w pożarze żelazo. Wśród ofiar był też cały IX legion, który powstańcy rozbili w pył.
Całej Wyspy jednak nie opanowali. Do decydującej bitwy doszło w okolicach Mancetter w Warwickshire lub Messing w Essex. 10 tys. Rzymian musiało stawić czoła 100 tys. wojowników Boudicci. I stawili. Doskonale naoliwiona rzymska maszyna bojowa wygrała, a sama bitwa była jedną z najbardziej krwawych w brytyjskiej historii. Zginęło zaledwie 400 legionistów, ale po drugiej stronie miało być 80 tys. ofiar. Choć może to być liczba przesadzona. Norman Davies: „Powstanie zakończyło się, gdy namiestnik prowincji Swetoniusz Paulinus zebrał ocalałe legiony i pokonał armię Bodicei, a jego ludzie rozszaleli się jeszcze bardziej niż przedtem. Tym razem naliczono 80 tys. ofiar”. Mniej więcej w tym okresie dochodziło też do kolejnych masakr druidów, przy okazji których palono święte gaje.
Po upadku powstania podporządkowanie reszty Wyspy było już tylko kwestią czasu. Z południem poradzono sobie szybko. Później zwrócono uwagę na północ i tzw. Kaledonię. Północną granicę przesuwano kilka razy tam i z powrotem (stąd np. opuszczony Wał Antonina w Szkocji), z jednej strony chcąc opanować całą Wyspę, z drugiej widząc, że koszty utrzymania administacji przewyższają przynoszone przez nią zyski. Ostatecznie – tym razem za Edwardem Gibbonem – „po trwającej około czterdziestu lat wojnie, którą zapoczątkowali najgłupsi z głupców, którą prowadzili najbardziej rozpustni z rozpustników i którą zakończył najbojaźliwszy z cesarzy, większa część wyspy ugięła kark pod rzymskim jarzmem”. Granica ustaliła się na linii Muru Hadriana, który bardziej niż do obrony służył do pobierania cła oraz opłat za wjazd do Imperium.