Drugą grupę – ta przybierała na liczebności zwłaszcza po przekopaniu Kanału Sueskiego – stanowili marynarze. Armatorzy woleli korzystać z tzw. lascars, ponieważ byli oni tańsi i pracowali ciężej niż ich biali koledzy. Sam system był zresztą półniewolniczy, ponieważ do pracy dostarczali ich pośrednicy – tzw. serangs – którzy zabierali im sporą część wynagrodzenia. Po przypłynięciu do Brytanii wielu z nich zostawało na lądzie i oczekiwało na nowy rejs, ale wielu czekanie zmieniało na „pobyt stały”.
Okolice londyńskich doków stały się pod koniec XIX wieku ich dzielnicą.
Liczono ich w tysiącach, ale nijak miało się to do fali imigracji, która miała się pojawić, kiedy imperium zaczęło się zwijać. Choć – i to trzeba podkreślić – wraz z innymi przybyszami (a do Anglii garnęła się też część arystokracji) było tych ludzi wystarczająco wielu, by w 1889 r. zbudować pierwszy meczet na Wyspach. Nazwano go na cześć budowniczego „Taj Mahal”.
IMPERIUM WRACA DO DOMU
Stosunek Anglików do kolonii widać jednak nie tylko w tym, jak traktowali służące. Doskonale oddają to statystyki gospodarcze. Subkontynent indyjski, który przyciągnął Europejczyków swoim bogactwem, ogromnie zbiedniał pod ich zarządem. Między 1880 a 1920 r. PKB rosło tam o 1 proc. rocznie. Ale tylko globalne, bo to per capita utrzymywało się na niezmienionym poziomie. W czasie rządów kolonialnych udział Indii w światowym PKB spadł z 20 do 5 proc. Gdzie indziej było podobnie.
„W rzeczywistości jednym z powodów, dla których Brytania porzucała swoje dominia, było to, że wydoiła je już tak dokładnie, iż nadchodząca walka o ich utrzymanie nie opłacała się z ekonomicznego punktu widzenia” – pisał Robert Winder w „Bloody Foreigners”. Dlatego kiedy Imperium zaczęło się zwijać, wielu jego mieszkańców podążyło za nim. Na Wyspach widziało szansę na lepsze życie, a też wielu nie miało lepszych opcji. Subkontynent indyjski pogrążał się w problemach, które po części wynikały ze stosowanej przez Brytyjczyków strategii wyjścia, którą w skrócie nazywano „dziel i uciekaj”.
Administracja kolonialna zostawiała za sobą konflikty etniczne i religijne. W ich wyniku ludzie tracili domy i musieli się przesiedlać. Wielu myślało, że skoro i tak mają się przenosić, to równie dobrze mogą spróbować dostać się do Wielkiej Brytanii. W 1949 r. w Birmingham mieszkało 100 Azjatów. W połowie lat 50. liczono ich w tysiącach. W sumie do 1955 r. przybyło ich na Wyspy 55 tys. Kolejną falą byli przesiedleńcy, których z Pakistanu wygnała budowa Mangla Dam. Oni bilety kupowali za uzyskane odszkodowania. „Część z nich znajdowała pracę w fabrykach razem z Polakami i Jamajczykami” – pisał Winder i dodawał: „inni starali się zakładać własne firmy”.