Ciemna strona
Są jednak też trudne momenty. Wśród nich Kasia wskazuje między innymi katastrofę w Smoleńsku.
– To było coś niewyobrażalnego. Do tej pory nikt nie może zrozumieć, jak to mogło się wydarzyć – mówi z przejęciem. – Pracowałam wtedy w nocy. Po powrocie do domu, zanim położyłam się spać, zaczęli dzwonić współpracownicy i znajomi z informacją, co się stało. Wtedy od razu zaczęła szukać moich kontaktów do dziennikarzy w Polsce, a sama pojechałam do kościoła św. Andrzeja Boboli na Hammersmith, skąd prowadziłam relację na żywo. Tego dnia w ogóle nie położyłam się spać – dodaje.
Kasia jest pełna podziwu dla swoich kolegów, korespondentów wojennych, którzy muszą oglądać takie obrazy na własne oczy. Czasami ich relacje są emitowane z minutowym opóźnieniem, ponieważ są tak drastyczne i nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.
– Na ekranie widzimy już drugi albo trzeci sort scen, które nadają się do pokazania. W rzeczywistości dziennikarze widzą dużo więcej – to jest bardzo przytłaczające, a nawet makabryczne. I ten czarny humor charakterystyczny dla reporterów trochę z tego wynika. To jest ciemna strona tego zawodu – wyznaje.
Musisz robić wszystko
Zaczynała jako rzecznik prasowy. Potem była producentem wieczornego programu muzycznego w azjatyckiej stacji radiowej. Następnie pracowała Wizji Sport i Sky Sport. Chwytała każdą okazję, która się nadarzała, mimo że nie wiedziała nic o brytyjskiej muzyce azjatyckiej ani nie była ekspertem w tematach sportowych.
– Ale się nauczyłam! Dano mi szansę, a ja ją wykorzystałam. Chcąc być dziennikarzem, nie możesz mówić „nie”, musisz robić – często za darmo – dosłownie wszystko: od parzenia kawy, po pisanie dokumentacji, aby w końcu kiedyś dojść do momentu, kiedy zaczniesz uprawiać prawdziwe dziennikarstwo – skwitowała Kasia.
Jednak w jej przypadku polskie korzenie znacznie skróciły tę drogę. Gdy Wizja Sport rozpoczynała właśnie nadawanie programu z Maidstone do Polski, było zapotrzebowanie na polskojęzycznych dziennikarzy z biegłym angielskim do tłumaczenia. Jak sama powiedziała „miała szczęście”, ale też ciężko pracowała.
– To, że jestem Polką z pochodzenia, wyróżnia mnie i pomaga, dlatego zawsze staram się podkreślać swoje korzenie – kwituje.
Również w życiu prywatnym nie ucieka od swojej polskości. Jej dzieci chodzą do polskiej szkoły, rozmawia z nimi po polsku, w domu obchodzona jest Wigilia, zakupy robi się w polskich sklepach, bo cała rodzina uwielbia polskie jedzenie. Tym bardziej ostatnio otrzymana Honorową Nagroda Dziennika Polskiego wiele dla niej znaczy.
– To jest dla mnie niezwykły zaszczyt. Cieszę się, że mimo tego, że pracuję w brytyjskim medium, Polacy na emigracji cały czas śledzą moje poczynania, interesują się i w ogóle wiedzą, kim jestem. I że są dumni ze mnie. Ponadto jest mi szalenie miło, że wyróżniła mnie taka instytucja, jak Dziennik Polski – pismo, które pamiętam z dzieciństwa, które czytała moja mama, które potem czytałam ja, w którym pracują ludzie, dzięki którym Dziennik jest wydawany od tylu lat – mówi z entuzjazmem.