Oby nie była to rewolucja spod znaku francuskiej – gilotynowanie „elit” to mimo wszystko kiepski pomysł. Po trupach do władzy dochodzą zwykle zwyrodnialcy – a złodziej jest jednak lepszy od psychopaty. Poza tym jedną ze zdobyczy cywilizacji, które warto zachować, jest prawo do sprawiedliwego sądu. Tyle w kwestii „aktu łaski”. W kwestii podatków: ktokolwiek sądzi, że nieodprowadzanie ciężko lub lekko zarobionych pieniędzy do fiskusa jest niemoralne – nie bardzo rozumie, jak funkcjonuje współczesne państwo. No to wyjaśnijmy najjaśniej, jak się da, czyli za pomocą przykładów.
Wchodzę na ten przykład dwa dni temu na stronę „Rzepy” i czytam: „Na 22 stronach raportu [Centralnego Biura Antykorupcyjnego] przedstawiono obraz powiązanych ze sobą osób, które się awansują, rozdają sobie nagrody i publiczne pieniądze, zatrudniają według klucza towarzyskiego, żerują na posadach państwowych”. To o sitwie rozrośniętej wokół PSL, która zaczęła ujawniać swoje rozmiary po „aferze taśmowej” z 2012 r.
Inna świeżynka: „Infoafera, związana z rządowymi przetargami, może pociągnąć za sobą olbrzymie straty dla Polski. W związku z aferą, Unia Europejska zablokowała wypłatę 488 mln euro na realizację w naszym kraju projektów informatycznych” – donosi serwis wPolityce.pl. Dla przypomnienia: „infoafera”, okrzyknięta mianem „największej afery III RP”, związana była z ustawianiem przetargów na informatyzację instytucji publicznych w naszym kraju. Biorąc pod uwagę, że tylko w 2011 r. z naszej wspólnej kasy na ten cel przeznaczono ok. 3,5 miliarda zł, trzeba przyznać, że było się na czym obłowić.
A to tylko niusy z ostatnich dni. Gdyby zliczyć wszystkie Amber-Goldy i zegarki-ministra-Nowaka, nie starczyłoby kartek nawet w MS Wordzie. W dodatku mówimy o jednoznacznych przekrętach dokonywanych z naruszeniem polskiego prawa – czyli, de facto, wierzchołku góry lodowej. Gross rabunku naszych pieniędzy opiera się na solidnych podkładkach legislacyjnych – w efekcie najgrubsze wałki dokonywane są w majestacie prawa.
Przykłady? Szybki rzut oka na ostatnie miesiące. Rząd postanowił buchnąć połowę (naszych) pieniędzy z OFE i przelać je do ZUS, by zmniejszyć – wyłącznie „na papierze” – dług publiczny. 3 lutego na konta najbardziej pazernej instytucji w naszym kraju (no dobra – drugiej po US) trafiło 153 miliardy zł – ale dług zmniejszył się o 134 miliardy. Gdzie jest brakujące 19 miliardów? – zapytali dziennikarze rzeczniczkę rządu Małgorzatę Kidawę-Błońską. A oto, jak brzmiała jej odpowiedź: „Te pieniądze są trochę w jakiś... Nie jestem tutaj, ale najważniejsze, że...”. Nawiasem mówiąc, składki emerytalne odprowadzane do ZUS to czysta fikcja. Kasa odłożona na emeryturę przez naszych rodziców i dziadków została dawno rozkradziona, a haracz pobierany obecnie od ludu pracującego nie odkłada się na dostatnią starość tegoż, ale finansuje świadczenia dzisiejszych emerytów.
Lećmy dalej – „umowy śmieciowe”. Rząd chce „oskładkować” jedyną w miarę przyzwoitą formę kontraktu między pracownikiem i pracodawcą, czyli umowę o dzieło. Bezczelnie dorabia do tego ideologię stabilności zatrudnienia i bezpiecznej starości w związku z potrącaniem składek na emeryturę. W praktyce chodzi oczywiście wyłącznie o to, żeby zedrzeć z nas jeszcze więcej, by mieć z czego pokrywać bieżące koszy funkcjonowania państwowego molocha. Ostatnio hufce tuskistanu dobrały się również do „Lasów Państwowych”, jednostki administracyjnej zarządzającej publicznym drzewostanem, z której kont zamierzają zgarnąć 1,6 miliarda zł, co może zagrozić prawidłowemu funkcjonowaniu tej instytucji. Rząd podbiera środki również z Funduszu Rezerwy Demograficznej, co rusz podnosi też akcyzę – ostatnio na papierosy i alkohol, tłumacząc to troską o zdrowie populacji.
Obecnie „furorę” robi też pomysł organizacji igrzysk olimpijskich w Krakowie w 2022 r. Według zgrubnych szacunków, wydatki związane z imprezą mogą sięgnąć 22 miliardów. Przy czym, jak wynika ze statystyki, wstępne kosztorysy budżetów olimpijskich są niedoszacowane średnio o 180 proc. W praktyce bowiem organizatorzy wydają nawet o kilkaset procent więcej, niż zostało to zaplanowane, co pokazuje przypadek Soczi. Dlaczego decydenci tak niefrasobliwie obchodzą się z publicznymi środkami? To oczywiście pytanie z gatunku naiwnych. Ktoś przecież zgarnie kontrakty na budowy dróg i „obiektów sportowych” – i raczej nie będą to przypadkowe firmy. A wszystko, ma się rozumieć, sfinansujemy my – z naszych podatków.
No, chyba że ktoś roztropnie unika ich płacenia.
Pan Dobrodziej