Wspomniana 50 osobowa grupa konserwatystów robi wszystko, aby zmienić obowiązujące przepisy dotyczące regulowania imigracji. W najbliższy czwartek mają oni solidarnie wesprzeć walkę o poprawkę ustawy imigracyjnej, której celem jest wprowadzenie ograniczeń wjazdowych dla przybyszów z Europy Wschodniej. Poprawka zakłada, że tego rodzaju przepisy miałyby wejść w życie przed 2018 rokiem.
Cameron i jego najbliższe otoczenie próbują zażegnać bunt radykałów, jednocześnie starając się samemu nie wpaść w radykalne tony. Z rządowych źródeł wynika, że Cameron poważnie obawia się eskalacji antyimigracyjnych nastrojów we własnej partii – coraz więcej Torysów zaczyna publicznie dość dobitnie opowiadać o tym, jak cudzoziemcy opanowali rynek pracy itd.
„Imigracja na rozsądnym poziomie”
Przypomnijmy, że na antenie BBC Cameron stwierdził, że liczba imigrantów z Rumunii i Bułgarii, którzy od 1 stycznia przyjeżdżają na Wyspy „jest na rozsądnym poziomie”. Dopiero potem przyznał, że tak naprawdę nie widział żadnych oficjalnych statystyk na ten temat. Dziennikarze szybko zaczęli pytać, czy premier Wielkiej Brytanii często opiera się na doniesieniach z gazet, zamiast na danych ze statystyk. Sprawą zajął się rzecznik, uspokajając, że „premier i jego ludzie czytają wszystkie raporty, również te wykorzystane w mediach”.
- Wypowiedź premiera nie była zbyt konstruktywną wypowiedzią w tym temacie. Nadal liczba imigrantów przyjeżdżająca do naszego kraju jest zbyt duża, wszyscy wiemy jak daleko jesteśmy od założonych wskaźników migracji. Dlatego też słowa premiera są mocno niefortunne – mówi poseł Nigel Mills, jeden z członków „grupy radykałów”.
Cameron po radiowej wpadce zadbał o to, aby nadal w mediach kreować się na osobę, która „podziela frustrację społeczeństwa”. Szybko jednak podkreślił, że nie ma instrumentów prawnych do wprowadzenia restrykcji wobec imigrantów. W swoim wystąpieniu podczas spotkania organizowanego przez Federation of Small Businesses, Cameron zaznaczył, że społeczne obawy co do imigracji nie wynikają ze względu na „rasę” czy „kulturę”.
– Społeczeństwo zdaje sobie sprawę, że na przestrzeni ostatnich lat mieliśmy do czynienia z wysokim tempem imigracji. Zgadzam się też, że politycy mogli lepiej przygotować obywateli do nowej rzeczywistości. Osoby mające krytyczny stosunek do imigracji obawiając się skali tego zjawiska, liczb, o których słyszą w mediach. Coraz częściej dopominają się, aby rząd w końcu ustanowił jakieś rozsądne granice. I to właśnie próbuję robić. Chcę traktować sprawy imigracyjne poważnie i nadać temu wszystkiemu jakieś rozsądne ramy – mówi Cameron.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk