Takąż ziemiankę wykopał sobie w okolicach Zgierza (Polska) 63-letni bezdomny. Wydrążoną w skarpie jaru dziurę o powierzchni dwóch i wysokości półtora metra kwadratowego wzmocnił płytami wiórowymi. Temperatura w środku jamy ledwie przekracza 4 stopnie Celsjusza. Mimo to gospodarz zamierza spędzić w niej zimę.
Jestem pełen szczerego podziwu dla tego człowieka. Tym bardziej że honornie odrzucił ofertę noclegu ze strony schroniska. Nie ufa urzędnikom – sparzył się nieraz na ich dobrych intencjach. Jak twierdzi, nie zamierza na nikim „dziadować”. Ma rentę chorobową, która wystarcza mu na pożywienie. I jest głęboko wierzący. Wydaje mi się, że to czynnik o kluczowym znaczeniu dla przetrwania w takich warunkach. Co prawda mieszkalne dziury w ziemi nie są nowością na skalę historyczną, ale dla człowieka przyzwyczajonego do względnie normalnej infrastruktury budowlanej taka przeprowadzka musi być szokiem, od skutków którego może uchronić jedynie naprawdę gruba skóra (w przenośni i dosłownie) albo głęboka wiara w lepszy świat po wyziębieniu organizmu. A najpewniej jedno i drugie łącznie.
Ziemiankę mamy odfajkowaną, zatem teraz o kapsułach. Budują je w Chinach. Jak wiadomo, w Państwie Środka żyje obecnie więcej niż jedna siódma ziemskiej populacji. W związku z tym dosyć tam gęsto. Oczywiście nie na pustyni Gobi ani wyżynie Tybet, ale w metropoliach, do których ściągają młodzi wieśniacy skuszeni wizją życia lepszego od orki na polu ryżowym. Jednak w Chinach tania jest może dziecięca siła robocza, ale nieruchomości już nie. Szczególnie w miastach-molochach w rodzaju Pekinu czy Szanghaju. Dlatego robotnicza lub pouniwersytecka biedota przed bezdomnością chroni się w pomieszczeniach przypominających blaszane klatki o powierzchni dwóch metrów kwadratowych, płacąc za taką wygodę równowartość ok. 100 zł miesięcznie. W Szanghaju działają nawet hotele, w których miejsca sypialne rozlokowane są w dwupoziomowych rzędach kapsuł – takie skrzyżowanie pekapowskiej kuszetki z namiotem w metalowej oprawie.
Z perspektywy europejskiej, tak wyczulonej na prawa człowieka, trąci to lekką dehumanizacją. W rozpieszczonej Europie każdy z nas potrzebuje „godnych” warunków życia. Natomiast w chińskiej percepcji, jak mi się zdaje, wartość jednostki wyznaczana jest raczej przez jej rolę w ludzkim mrowisku, w którym człowiek zazwyczaj pełni funkcję mrówko-robotnicy. Zważywszy że na naszych śmieciach roboty nie przybywa, przybywa zaś biedoty, chiński model mieszkalnictwa wydaje się bardziej przyszłościowy niż nasz rodzimy. Do azjatyckich standardów zbliżamy się zresztą w Polsce. Władze Sandomierza niedawno oznajmiły o planie zakupu dziesięciu kontenerów, w których zamierzają stworzyć „mieszkania socjalne”, przeznaczone m.in. dla dłużników.
Dłużnik – brzmi niemal jak przestępca. Jednak pod taką kategorię z łatwością może podpaść wielu z nas, wskutek drobnego poślizgu życiowego. Utrata pracy przy kredycie zaciągniętym w czasie mieszkaniowej górki może poskutkować wylotką z lokalu, za który i tak trzeba będzie płacić raty, a gdzieś przecież trzeba mieszkać. Zdaniem władz Sandomierza – najlepiej w kontenerze.
Oglądałem niedawno – bodaj po raz trzeci – wspaniały film: „The Big Lebowski” braci Coen. Można o nim mówić/pisać godzinami, ale tu wykroję z niego jeden prozaiczny aspekt – ni mniej ni więcej, tylko mieszkaniowy. Otóż głównym bohaterem „Lebowskiego” jest bezrobotny wałkoń zwany Dude, czyli „koleś”. Pełen dystans do świata realizuje on w mieszkaniu o powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Nie wiem, jakim cudem go na to stać, ale zważywszy na perfekcjonizm braci Coen, nie jest to scenariuszowe niedociągnięcie. Po prostu nawet w przeoranych socjalizmem Stanach wciąż jeszcze można sobie pozwolić na „godne” mieszkanie za stosunkowo niski czynsz. Spróbujcie takiej sztuki w Warszawie lub Krakowie. Na zachodzie Europy często jest niewiele lepiej. Sam w kilku krajach wygniotłem się w lokalach przypominających komunałki. Nie ze względu na mały metraż, ale duże zagęszczenie ludności. Jednak nie narzekam. Lepszy ścisk w betonie niż kapsuła w podziemiach.
Pan Dobrodziej