MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

24/11/2013 11:37:00

Londyn w panice

Londyn w paniceKrwawe wydarzenia dwóch grudniowych nocy wywołały panikę w Londynie. Kto mógł, zbroił się w marne pistolety, rapiery lub pałki, by w ten sposób zapewnić sobie namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Równie źle było dopiero, gdy zaczął mordować Kuba Rozpruwacz.

Wszystko działo się w 1811 r. Tradycyjnie Wapping było najmocniej związaną z morzem częścią Londynu i jedną z najbardziej szemranych dzielnic. Nabrzeże portowe przyciągało ludzi zatrudnionych przy budowie statków, marynarzy oczekujących na kolejny rejs i przepijających to, co zarobili w czasie poprzedniego, ale też paserów, rajfurów, oszustów i drobnych złodziejaszków. Odstraszali „porządne towarzystwo”, ale nie wszystkich. Kotwicę chętnie zarzucały tam zmęczone wilki morskie.


Przyciągały ich ceny nieruchomości i możliwość zarobku, gdy znało się gusta klienteli.

MARYNARZ SKLEPIKARZEM

Jednym z nich był Timothy Marr, który pieniądze uzbierał dzięki temu, że ze zwykłego marynarza awansował na osobistego służącego kapitana i wkradł się w jego łaski. Kapitan pomógł mu, gdy ten postanowił porzucić morze i założyć niewielki sklep w Wapping. Zwolnił go ze służby z solidną odprawą, a chłopak ożenił się i zaczął szukać właściwego miejsca.

Wraz z żoną Celią wybrali niewielki dom na Ratcliffe Highway, dziś nazywanej po prostu The Highway. Pod numerem 29 otworzyli sklep z tkaninami, skarpetkami oraz bielizną. Sami zamieszkali na piętrze. Interes szybko zaczął się kręcić. Marr przyjął pomoc. Zatrudnił czeladnika Jamesa Gowana oraz służącą Margaret Jewell.  Pod koniec sierpnia 1811 r. na świat przyszedł też Timothy Jr.

MASAKRA PRZY RATCLIFFE HIGHWAY

7 grudnia 1811 r. wypadał w sobotę, która do dziś jest w handlu dniem największych obrotów. Nie inaczej było 200 lat temu i u Marrów pracowano prawie do północy. Zaraz po zamknięciu właściciel wysłał pannę Jewell do sklepu po świeże ostrygi. Najbliższy był już zamknięty, więc szukała w innych. Bez powodzenia. Do domu wróciła po około 20 minutach, w czasie których miasto zdążyło już opustoszeć. Drzwi zastała zamknięte.

Zadzwoniła, zapukała i znów zadzwoniła, ale nikt nie odpowiadał. Pomyślała, że jej pracodawca postanowił wykorzystać chwilę jej nieobecności na „bycie z żoną”. Przez chwilę cierpliwie czekała, aż… państwo skończą. Ale nie kończyli. Usłyszała, że ktoś chodzi po domu. Zaczęła się dobijać i kopać w drzwi. Bez skutku. Poczekała na nocnego stróża.

Tej nocy był nim George Olney. Pod sklepem pojawił się około pierwszej. Wspólnie zaczęli łomotać do drzwi. Hałas sprowadził na miejsce sąsiada, który gdy tylko dowiedział się, co się dzieje, wrócił do siebie i przeszedł przez ogródek na sąsiednią posesję. Zobaczył, że tylne drzwi są otwarte. Zawołał: „Marr! Marr!”. Nikt nie odpowiedział. Wszedł do środka. Podłoga była zalana krwią. Za progiem zobaczył ciało czeladnika Jamesa Gowena. Twarz była zmasakrowana.

Murray ruszył w stronę frontowych drzwi, by wpuścić stróża. Gdy wszedł do kolejnego pomieszczenia, zobaczył ciało Celii Marr. Kobieta leżała na twarzy, a z jej głowy wciąż ciekła stróżka krwi. – Morderstwo! Morderstwo! – zaczął krzyczeć, gdy otwierał drzwi wejściowe. W międzyczasie przed nimi zebrał się niewielki tłum złożony z sąsiadów. Wepchali się do środka i znaleźli kolejne zwłoki. Timothy Marr leżał za ladą. Na piętrze odkryto ciało 14-tygodniowego Timothy’ego Juniora.

PRZECINAK, MŁOT I NAGRODA

Wieści o zbrodni rozeszły się po Wapping. Na miejscu zjawili się reporterzy – między innymi z „The Times”. Był to problem dla władz, bo wiadomo było, że coś trzeba zrobić, ale nie wiedziano, kto ma to uczynić. Londyńska Metropolitan Police miała powstać dopiero za 18 lat. Za porządek w poszczególnych parafiach odpowiadali nocni stróże, którzy bardziej nadawali się do patrolowania ulic – choć i to im zwykle nie wychodziło – niż do prowadzenia dochodzenia.

W sprawę zaangażowali się zatem różni ludzie. Między innymi urzędnicy z dwóch „parafii”, ponieważ Ratcliffe leżało na styku jurysdykcji, oraz John Harriot, szef pobliskiej Policji Tamizy, która zajmowała się pilnowaniem porządku w londyńskich dokach oraz na zawijających do miasta barkach.

Wszyscy ci ludzie dokonali wstępnych oględzin miejsca zbrodni, które w międzyczasie zostało zadeptane przez gapiów. Mimo to udało się znaleźć kilka śladów, na których można było oprzeć dochodzenie. Na ladzie – tuż obok plamy krwi Timothy’ego Marra – leżał przecinak. Natomiast w znajdującej się na piętrze sypialni odkryto zakrwawiony młot o długim trzonku i ułamanej końcówce obucha. Było to narzędzie zbrodni. Za domem zauważono pozostawione przez dwie osoby odciski stóp.

Śladów było zatem całkiem sporo, ale jednocześnie za mało, by szybko odnaleźć podejrzanego. Tym bardziej że nie tylko nie było jeszcze Met Police, ale też nie umiano prowadzić dochodzeń. Nie mówiąc nawet o zabezpieczaniu śladów kryminalistycznych. Śledczy nie wiedzieli, jak szukać. Najrozsądniej zachował się Harriot, który postanowił pójść śladem dowodów. Natomiast parafie wybrały bardziej tradycyjne metody działania. Postanowiono ufundować bardzo wysoką nagrodę i przesłuchiwać każdego, kto zostanie zadenuncjowany jako podejrzany. A tych nie brakowało, ponieważ Wapping i cały East End ogarnęła panika. Rozprzestrzeniła się ona, mimo że napady i morderstwa były tam czymś całkowicie codziennym. Jednak prawie zawsze dotyczyły ludzi, którzy wiedli ryzykowne życie: paserów, prostytutek, pijaków, złodziei i wszelkiego rodzaju awanturników. Marrowie byli przeciętnymi ludźmi, którzy starali się zarobić na w miarę spokojne życie.

WSZYSCY SĄ PODEJRZANI

Jeżeli mogło to spotkać ich, może i nas – rozumowała ulica i domagała się zdecydowanych działań, jednocześnie biorąc część spraw w swoje ręce. Na początek zadenuncjowano stolarza, który niewiele wcześniej poszerzał wystawę w sklepie. Miał przecinak, więc był podejrzany. Ale miał też alibi. Donoszono na różnych ludzi. Jeden miał krew na ubraniu. Inny za późno wrócił do domu. Ktoś wyprowadził się z pokoju zaraz po masakrze.

Momentami w celach przetrzymywano nawet po 50 lub 60 mężczyzn. Nie dostrzegano, że wszyscy naraz nie mogli tego zrobić. Podczas gdy magistraccy sędziowie liczyli na donosy, Policja Tamizy skupiła się na młotku. Jego ułamana końcówka mogła być jakimś śladem i rozpoczęto poszukiwanie statku lub warsztatu, w którym udałoby się rozpoznać zgubę. To się jednak nie udawało. Nadzieja na przełom przyszła dopiero, gdy z obucha zdrapano zaschniętą krew i odnaleziono tam inicjały J.P. Zdecydowano się dać ogłoszenie do prasy, w którym obiecywano hojną nagrodę dla osoby, która rozpozna młotek.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 2)

Wielim

220 komentarzy

24 listopad '13

Wielim napisał:

fajna historia , zwłaszcza , ze znam Wapping i tamte rejony ;) ps tam jest Cannon Street i Cable Street a nie Road :)

profil | IP logowane

Nie_z_tej_bajki

87 komentarzy

24 listopad '13

Nie_z_tej_bajki napisała:

Lubię takie stare historie... Ciekawe kto tak naprawdę był mordercą ;-).

profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska