Eksperci z National Adult Office przypominają, że powikłania mogą być bardzo różne – od drobnych infekcji po poważne. Braki kadrowe, widoczne zwłaszcza w weekendy, na brytyjskich oddziałach położniczych sprawiają, że wiele porodów odbieranych test przez niedoświadczony personel. Bardzo często lekarze konsultują się telefonicznie z bardziej doświadczonymi kolegami.
Z analiz National Adult Office wynika, że jedno na 65 dzieci urodzonych w angielskich szpitalach “w tygodniu” notuje jakiegoś rodzaju infekcję, powikłanie lub poważniejszą przypadłość. Za to w weekendy, odsetek ten rośnie o 13 proc (jedno na 60 dzieci). Często wymieniane powikłania to uszkodzenia mózgu, rdzenia, złamania kości, blizny na głowie i twarzy.
Najczęstsze przyczyny tego rodzaju powikłań to brak szybkiej reakcji zespołu (lekarzy i położnych), brak doświadczenia z cesarskimi cięciami i innymi interwencjami. W weekendy łatwiej również o infekcję – zarówno matki, jak i dziecka. Badania wykazały, że będąc w szpitalu w weekend mamy o 10 proc. większe ryzyko śmierci, a operacja w weekend to już śmiertelna ruletka (80 proc. ryzyka).
- Niestety, nie możemy nakazać dzieciom rodzić się tylko od poniedziałku do piątku. To dość wstrząsające, że od dnia przyjścia na świat zależy czy poród zakończy się poważnymi powikłaniami. Tego typu zagrożenie obecnie jest na większości naszych porodówek – mówi Joyce Robins z Patient Concern.
Najgorsza sytuacja jest w Anglii. Współczynnik śmiertelności dzieci w angielskich szpitalach wynosi 7,5 na 1000 porodów, dla porównania w Szkocji wynosi on 6,9, w Walii 6,6, Irlandii Północnej 6,4. W całej Europie jest również lepiej, dla przykładu w Niemczech wskaźnik wynosi tylko 5,5.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk