– Sytuacja taka może wynikać z faktu, że na terenie UK jest rejonizacja, a imigranci zamieszkują biedniejsze dzielnice miast, a co się z tym wiąże w tych dzielnicach znajdują się gorsze i bardziej przeludnione szkoły. Oprócz szkół społecznych funkcjonują także instytucje prywatne – w których poziom nauczania jest wyższy i klasy mniej liczne, ale nas Polaków w większości nie stać, by posłać do takiej szkoły swoje dzieci – mówi Agnieszka Mazur, mama Patryka, uczęszczającego do katolickiej brytyjskiej szkoły podstawowej.
Szkoły tworzą precedensy…
Nie traktują wszystkich uczniów jednakowo. Są rodziny, którym wolno więcej – twierdzą rodzice. – To nieprawda, że każde dziecko ma takie same szanse. Dzieci nieanglojęzyczne już od pierwszego zderzenia ze szkołą mają trudniej, bo spotyka je bariera językowa – wyjaśnia Agnieszka Mazur.
– Mamy inne potrzeby – najpierw inwestujemy w dobra materialne, dom, samochód i zapominamy o tym, że dobra szkoła dla dziecka, to także inwestycja w jego przyszłość. Imigrant musiałby z tego wszystkiego zrezygnować i wtedy być może mógłby posłać dziecko do szkoły prywatnej, ale za to cała inna sfera życia jego rodziny, ległaby w gruzach, bo jesteśmy przybyszami z Polski, nie mamy na Wyspach wsparcia w postaci rodziny, spadku itp. i tutaj budujemy nasze życie od podstaw, i dlatego najpierw myślimy o domu, pracy itp. – mówiła Iwona Kuc. – Nasze polskie dzieci nie są traktowane w szkołach sprawiedliwie – wtrąca Katarzyna Skalik, koleżanka Agnieszki i Iwony – ale cóż możemy zrobić, nie jesteśmy przecież u siebie.
– Podam przykład. Dyrektor placówki, do której uczęszcza mój syn, zawsze robi problemy Polakom, jeżeli chcą zabrać dziecko ze szkoły w terminie, kiedy nie obejmuje tego half term. Tego problemu nie mają Anglicy. Oni wyjeżdżają na urlopy po sezonie, wtedy, kiedy jest taniej, zabierając z sobą swoje pociechy i nic się nie dzieje, kiedy ich dzieci wracają do szkoły kilka dni po half term. Taka sytuacja nie dotyczy Polaków. Mogę wymienić kilka przykładów, kiedy dyrektor szkoły nie chciał się zgodzić na wyjazd polskiego dziecka do Polski, np. na trzy dni przed zaczynającymi się feriami i powodem wyjazdu nie miały być przedłużone wakacje. Sytuacja była szczególna, bo dotyczyła Pierwszej Komunii Świętej dziecka, którą rodzice dziecka postanowili zorganizować w Polsce ze względu na fakt, że przecież to właśnie w Polsce mieszka wielopokoleniowa rodzina dziecka, której rodzice nie mogli z wielu powodów zaprosić na Wyspy. Dyrektor katolickiej szkoły nie potrafił, czy nie chciał zrozumieć tego faktu? – pytała Katarzyna Skalik, która wyjaśniła, że dyrektor szkoły uznał, że dziecko wraz z rodzicami, czyli najbliższą rodziną mieszka na Wyspach i że jego zdaniem tutaj dziecko powinno przyjąć sakrament.
– Kolejna sytuacja dotyczyła wyjazdu do kraju polskiego dziecka z powodu przeprowadzenia u niego cyklicznych testów alergicznych. Córka mojej siostry jest chora na astmę, a takich testów nie przeprowadza się w UK. Tutaj w ramach leczenia lekarze przepisują dwa inhalatory – brązowy i niebieski, a przecież choroba ma różne oblicza. Wyjazd do Polski miał mieć miejsce w lipcu, tydzień przed zakończeniem roku szkolnego, a rodzice dziecka chcieli załatwić sprawę w sposób uczciwy i formalny, niż np. zgłosić telefonicznie przeziębienie córki do szkoły i pod pretekstem konieczności zatrzymania jej w domu, pojechać do kraju. Również w tym przypadku rodzice spotkali się z odmową, mimo że prośbę z uzasadnieniem i dokumentem potwierdzającym datę wizyty w klinice w Polsce dołączyli do pisma dla dyrektora – powiedziała Iwona Kuc, która również potwierdza dyskryminację polskich dzieci w szkołach brytyjskich.