MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

26/10/2013 05:32:00

Więcej grzesznych przyjemności!

Więcej grzesznych przyjemności!Efekty, które nowe technologie wywierają na ludzkie życie, bywają nieprzewidywalne. Myślimy o jednym możliwym zastosowaniu, a zwykle pojawiają się tysiące innych. Tak jest teraz, ale tak było też w okresie rewolucji przemysłowej, gdy – na przykład – kolej otworzyła nowe możliwości niewiernym mężom, którzy w nadmorskich kurortach szukali anonimowości.

A to nie wszystko, bo silnik parowy zastosowany na statkach i przekopanie Kanału w Suezie skróciły czas dostaw z Azji, a także ich koszty, przez co spadły ceny importowanego stamtąd opium. Dostęp do niego stał się bardziej demokratyczny, a zwłaszcza we Francji – ale w Londynie także – rozkwitła kultura palenia tego narkotyku. Na tyle mocno, że często mówiono o Belle Epoque Opium i Arnold de Liedekerke mógł pisać: „Słabsze od morfiny, mniej kapryśne niż haszysz, bardziej estetyczne niż eter, opium, ta »rozkoszna trucizna wykształconej inteligencji« przeżywała swój złoty wiek”.


Zmieniały się rozrywki niegrzeczne, ale zmieniały się też te grzeczne. Choć, jak wiele innych rzeczy w tamtych czasach, trudno było znaleźć coś jednoznacznego. Niemal wszystko miało dwa oblicza.

Oficjalne – przyzwoite. I nieoficjalne, o którym nie mówiło się zbyt głośno. Tak było choćby z koleją i dynamicznym rozwojem nadmorskich kurortów.

Oficjalnie – nie tolerowano tam nawet nagiej łydki. W rzeczywistości na sezon zjeżdzały do nich dziesiątki tysięcy prostytutek, bo o klientów było wyjątkowo łatwo. A dokładniej zaczęły zjeżdżać, gdy kolej połączyła morze ze stolicą i oblicze nadmorskich miejscowości w kilka lat zmieniło się nie do poznania. Najlepszym przykładem było Brighton.

WCZASY NA WYBRZEŻU

Jeszcze w XVIII wieku było to niewielkie miasteczko, które nie wyróżniało się niczym specjalnym. Markę kurortu miejscowość zaczęła wyrabiać sobie w okolicach 1750 roku. Zawdzięczała to lekarzom, którzy zaczęli zapisywać wczasy na dolegliwości. A także przyszłemu Jerzemu IV, ktory jeszcze jako Książe Regent zbudował tam królewską rezydencję. Wszystko to dobrze robiło miasteczku, ale nie wiązało się z jakimś wielkim rozwojem. Powód był prosty. Na wczasy – o których nie myślano jeszcze wtedy w dzisiejszych kategoriach – stać było niewielu. Choćby ze względu na kosztowną i czasochłonną podróż. Niezbyt wiele osób było też w stanie pomyśleć o tym, że można gdzieś pojechać tylko po to, by poleżeć na plaży. Nikt tak nie robił.

Tak było do połowy XIX wieku. Zmiana rozpoczęłą się w okolicach 1841 roku, kiedy rozbudowa sieci kolejowej pozwoliła na to, by móc pociągiem pojechać z Londynu do Brighton i wrócić tego samego dnia. Moda na jednodniowe wycieczki zaczęła rozprzestrzeniać się wśród stołecznej klasy średniej, a kurort coraz bardziej się zapełniał.

Plażowały całe rodziny. Rozrywka ograniczała się do klasy średniej, bo nie wszystkich było na to stać, ale różnica i tak była ogromna. Widać to po samym Brighton. Jeszcze w 1801 roku było wioską liczącą ledwie 7 tys. mieszkańców, to 100 lat później było ich tam już 120 tys.

Rzecz stała się na tyle powszechna, że pojawiła się np. moda plażowa. Wcześniej o tym nie myślano, bo jeszcze w XVIII wieku – zakazano tego dopiero w 1860 roku – kąpano się nago i nie uznawano tego za coś zdrożnego. W drugiej połowie XIX wieku zasłaniano już całe ciało. Nie tylko z powodu zmian w  obyczajowości, ale też przez to, że na plażach zaczęły pojawiać się tłumy.

Kąpano się w kalesonach i kostiumach. Wyjątkowo skromne były stroje dla pań, które przypominały długie suknie, pod które ubierano jeszcze dodatkowo specjalny kaftan. Nową ciekawostką były „maszyny kąpielowe” – wynalazek z czasów przedwiktoriańskich, który uznanie zdobył sobie dopiero w XIX wieku. Wymyślił je pewien kwakier z Kentu, który nie lubił nagości na plaży i postanowił zaradzić jej w dość oryginalny sposób. Opracował coś w rodzaju zadaszonego wozu. Plażowicze wchodzili do niego w normalnym ubraniu, wewnątrz przebierali się w stroje do pływania i byli wpychani do wody. Kiedy mieli dość morza wchodzili do maszyny, tam się ubierali i byli wyciągani na plażę.

KAC BRIGHTON?

Jednak to było tylko jedno oblicze całej sprawy. Zapewniał ją także tym, którzy szukali mocniejszych wrażeń i anonimowości. Nad morzem, w tłumie nieznajomych, ryzyko poniesienia konsekwencji za złamanie bardzo ciasnych społecznych ograniczeń, było niewielkie. Dlatego nie brakowało tam okazji do oddania się rozrywkom mniej grzecznym niż rodzinne plażowanie.

Chętnych nie brakowało o czym przekonuje m. in. Mike Huggins z St Martin’s College, który w jednym z prestiżowych naukowych żurnali opublikował tekst pod bardzo znaczącym tytułem: „Więcej grzesznych przyjemności?”

„Prostytutki były rzadko opisywane w nadmorskiej prasie jako problem, ponieważ obawiano się niekrzystnego publicity. W rzeczywistości jednak do Brighton co roku przenoszono z Londynu wiele kobiet pracujących w domach publicznych, a do Scarborough z Leeds. Także w innych kurortach było podobnie” – pisał Huggins, który podkreślał, że luźniejsze obyczajowe tabu przyciągały mieszczańskich uciekinierów.

Dodawał zresztą też, że z anonimowości korzystali nie tylko stateczni ojcowie rodzin, ale też ludzie, którzy chcieli się wyrwać z ograniczeń klasowego społeczeństwa. W Brighton można było przez tydzień lub dwa, być kim się chce. Wystarczyło mieć odpowiednio dużo pieniędzy. Dlatego nie brakowało takich, którzy przez cały rok oszczędzali po to, by w lecie zaszaleć i trochę poudawać.

Wyśmiewano ich zresztą dość często w komediach wystawianych na londyńskim West Endzie.

SPORTOWA DŻUNGLA

Wyjazdy nie były jednak dla wszystkich. Generalnie rozrywki w tamtych czasach nie były dla wszystkich. Z większości mogła korzystać arystokracja. Z niektórych rosnąca w siłę klasa średnia. Robotnik mógł niewiele. A nawet jak mógł, to nie miał na to zbyt wiele siły, bo pracował zwykle od poniedziałku do soboty po 12 do 14 godzin dziennie. Jeżeli już świętował lub bawił się, to do wyboru miał niewiele możliwości.

Stephen Clark wymieniał kręgle, quoit, potańcówki, trupy teatralne, targi i spotkania. Choć i to nie za często, bo na sport też nie było sił i czasu. Na przykład dynamiczny rozwój piłki nożnej był możliwy dopiero, gdy ustawowo ograniczono liczbę godzin, które w fabrykach mogły spędzać dzieci. Dano im w ten sposób nieco czasu na zajęcie się czym innym. W tym także kopaniem piłki.

Wcześniej i jeszcze długo później, sport był przywilejem dla lepiej sytuowanej części społeczeństwa. Grano w szkołach, do których chodziły tylko dzieci bogatszych i na uniwersytetach dostępnych dla wybranych. Preferowano krykieta i rugby. Później także piłkę nożną, która była jednak uważana za sport nieco plebejski.

Jednak i tutaj – co bardzo mocno podkreśla Huggins – wszystko miało też drugą twarz, o której nie mówiło się głośno.

„Nawet sport drużynowy, który postrzegano jako zwiększający fizyczną bliskość i poczucie braterstwa, łączono z antykobiecymi rytuałami, pijaństwem i homoseksualnymi piosenkami” – pisał Huggins.
Piosenki, o których wspominał nie brały się z niczego, ponieważ w dobie wiktoriańskiej w szkołach „tylko dla chłopców” homoseksualizm był czymś bardzo powszechnym i choć oficjalnie go potępiano, to nieoficjalnie starano się nic nie widzieć i nic nie wiedzieć.


 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska