Jak na informację o tym, co się wydarzyło, zareagowała Pana rodzina mieszkająca w Indiach?
Naresh Nayi: Nie mówiłem nic moim rodzicom. Przed wyjazdem do Polski bardzo cieszyłem się, że zobaczę kraj i miasto, w którym moja żona się urodziła i dorastała. Przyjechałem do Polski, kiedy było bardzo zimno. Temperatura -15 stopni Celsjusza wydawała mi się nierealna...
Po ataku na dom moich teściów było mi tak bardzo przykro, moja mama z pewnością bardzo by się martwiła. Nie chciałem, aby się denerwowała. Ja nie wiedziałem, czym jest rasizm. Dorastałem w stanie Gujarat, gdzie jest wielu ludzi muzułmanów. Choć Indie od lat spierają się z Pakistanem o Kaszmir, w którym większość ludzi wyznaje właśnie islam, ja uważam - tak wychowali mnie rodzice - że powinniśmy, mimo różnic, wzajemnie się wspierać. Dobrzy ludzie są wszędzie, bez względu na to, jaką religię wyznają czy jakiego koloru jest ich skóra. W Londynie, gdzie studiowałem, nigdy nie czułem się gorzej traktowany. To smutne, że niektórzy ludzie nie potrafią dostrzec tego, że każdy człowiek jest godzien szacunku.
A jak to wydarzenie odebrali sąsiedzi? Jak je komentowali?
Naresh Nayi: Po tej strasznej nocy sąsiedzi mojej żony przychodzi do nas, proponowali pomoc przy remoncie, wspierali nas. Kobieta mieszkająca w klatce obok płakała, przepraszała mnie. Ja wiem, że Białystok ma również wspaniałych mieszkańców. Mam nadzieję, że tylko takich na swojej drodze będziemy spotykać.
Jakie środki bezpieczeństwa przedsięwzięli Państwo po próbie podpalenia mieszkania? Ktoś zaoferował pomoc?
Ewa Nayi: Dostaliśmy pomoc ze strony naszej spółdzielni mieszkaniowej, która zaproponowałam wstawienie folii ochronnych w okna. Mieszkamy na parterze, obawialiśmy się, że następnym razem nie tylko rozbiją nam okna kawałkiem betonu, ale wrzucą np. butelki z benzyną. Wstawiliśmy też nowe drzwi przeciwpożarowe. Mieliśmy pomoc psychologiczną ze strony policji. Ja z mężem nie wychodziłam z domu. Wyjątek stanowił dzień, w którym zaczęto malować mural antyrasistowski na bloku obok. Wyszliśmy zobaczyć, co tworzą artyści i przywitać się z nimi. Smutne było to, że grupka młodych na ciemno ubranych chłopaków w kapturach prowokowała ludzi związanych z tworzeniem muralu, zaczepiała, wyzywała. Mówili, że to nie ma sensu, bo i tak zniszczą mural.
Mieszkanie Waszej rodziny nie było jedynym podpalonym. W mediach pojawiły się informacje o dwóch zaatakowanych rodzinach czeczeńskich.