Chorzy o chłoniakach
Członkowie Stowarzyszenia Przyjaciół Chorych na Chłoniaki „Przebiśnieg” mówią o swoich doświadczeniach z chłoniakami:
„
Chłoniaka rozpoznano u mnie przypadkowo. Pamiętam jak bardzo byłam zdumiona i przestraszona dziesięć lat temu, kiedy usłyszałam diagnozę. Nie spodziewałam się poważnej choroby, nie wiedziałam też nic o istnieniu takiego nowotworu! Objawy bagatelizowałam, utożsamiałam ze zmęczeniem, więc nawet nie konsultowałam się z lekarzem… Potem, szukając informacji na temat choroby, natrafiałam na jedną: tego się nie da wyleczyć. Na szczęście okazała się nieprawdziwa. Nie zawsze jednak tak się zdarza, czasem chory trafia do specjalisty zbyt późno.” (Maria, Stowarzyszenie Przyjaciół Chorych na Chłoniaki „Przebiśnieg”)
„
Kiedy usłyszałam, że mam chłoniaka, pomyślałam, że pewnie to nic takiego. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym określeniem, nie miałam pojęcia, co to za choroba. A szkoda, bo gdybym wiedziała wcześniej, moje leczenie byłoby mniej agresywne, a szanse na całkowite wyleczenie mogłyby być o wiele większe. Przez trzy lata miałam objawy dermatologiczne, ale żaden lekarz nie rozpoznał ziarnicy. Leczyłam się na łuszczycę i alergię, zażyłam mnóstwo niepotrzebnych leków i dopiero jak już nie mogłam oddychać, trafiłam do szpitala, gdzie ustalono, że w mojej klatce piersiowej jest guz wielkości 16 cm. To nie tylko moja historia – wielu chorych, których spotkałam na oddziale hematologii, ma podobne doświadczenia. Tymczasem objawy chłoniaków są bardzo podobne, dzięki czemu można rozpoznać chorobę w bardzo wczesnych stadiach.”
(Katarzyna, Stowarzyszenie Przyjaciół Chorych na Chłoniaki „Przebiśnieg”)
„…
było piękne, upalne lato i bardzo silne pocenie się w nocy w ogóle mnie nie dziwiło. Odczuwałam także pewien niepokój w nadbrzuszu, ale przypisywałam to niestrawności związanej z żywieniem się w różnych przypadkowych miejscach – jak to bywa podczas wakacji. Ucieszyłam się nawet, że schudłam. Dopiero po powrocie z urlopu znajoma lekarka zauważyła, że wcale nie wyglądam na wypoczętą i zaleciła badania. Zwlekałam – ważniejsze były wyjazdy na konferencje, a po powrocie … pierwsze badanie USG i diagnoza: susp. NHL. Nic mi ten skrót nie mówił, a to było podejrzenie chłoniaka nieziarniczego. Nigdy wcześniej nie słyszałam o takiej jednostce chorobowej, a tym bardziej, że jest to nowotwór złośliwy. Kolejne badania potwierdziły jego zaawansowany stan. I zaczęło się intensywne leczenie – chemioterapia, operacyjne usunięcie śledziony zaatakowanej przez chłoniaka, aż w końcu autoprzeszczep szpiku kostnego. To było trudne, wymagające wytrwałości i cierpliwości, doświadczenie. Mogłam tego uniknąć, gdybym miała świadomość objawów choroby. Już same intensywne nocne poty powinny były wzbudzić czujność. Za ponad miesięczną zwłokę w zgłoszeniu się na badania zapłaciłam wysoką cenę. Ważne jest, aby umieć wsłuchać się w swój organizm i nie lekceważyć sygnałów, które nam wysyła.”
(Ewa, Stowarzyszenie Przyjaciół Chorych na Chłoniaki „Przebiśnieg”)
„
Zima 2005 roku, przeziębienia i infekcje wprowadzają się do naszej rodziny. Staramy się jakoś radzić z chorobą i w zasadzie udaje się. Jednak nie wszystkim. U mojego męża jeden węzeł chłonny na szyi zostaje, duży, niebolesny. Trochę niepokoi nas, że mimo przyjmowania antybiotyków, wizyt u kilku lekarzy, dziwnych rozpoznań, choroba nie mija. Mąż jest zmęczony, ma podwyższoną temperaturę, w drodze do pracy musi się niejednokrotnie kilkanaście minut zdrzemnąć, aby bezpiecznie dojechać. Ufamy lekarzom i dalej mąż kontynuuje badania, przyjmuje antybiotyki. Wreszcie laryngolog, do którego trafia podejmuje decyzję, że trzeba ten węzeł usunąć. Operacja przebiegła bez żadnych problemów, łapiemy oddech. Najgorsze za nami. Święta Wielkanocne już spędzamy spokojni. Jednak najgorsze okazuje się, przed nami. Mąż dowiedział się o chłoniaku z wyniku badań po zabiegu. A minęło do tego czasu kilka miesięcy od pierwszych objawów choroby, widocznych. Ale żaden z lekarzy takiej diagnozy nie postawił. Rozpoznanie – agresywny chłoniak z dużych komórek. Strach, przerażenie. Przerażająca noc, sen, który się nie kończy i rzeczywistość, której nie możemy już zmienić. Ale od tej nocy każdy następny dzień już był lepszy, pojawiła się wiara i nadzieja, że wszystko uda się pokonać. I tak było, to była diagnoza, nie wyrok.”
(Maria, Stowarzyszenie Przyjaciół Chorych na Chłoniaki „Przebiśnieg”)
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.