Wiele polskich rodzin bagatelizuje edukację swoich dzieci w szkołach sobotnich traktując ją dosłownie jako zajęcia dodatkowe i wychodząc z założenia, że skoro ich dziecko jest Polakiem i opanowało podstawy mówionego języka polskiego, to na tym jego edukacja może się zakończyć. Tymczasem rzeczywistość świadczy o tym, że dzieci język zapominają, kaleczą i szybko polskie słownictwo zamieniają angielskimi sformułowaniami. Są Polakami – emigrantami z kilkuletnim stażem, bez ojczystego języka…
– Wiktor chodził do dwóch polskich szkół. Najpierw przez rok do szkoły w dzielnicy Shepherd’s Bush, a następnie przez dwa i pół roku do szkoły na South Ealing. Nauczył się pisać i czytać po polsku. Poznał więc to, co najważniejsze, co gwarantuje mu, że nigdy nie zapomni ojczystego języka, tym bardziej, że jesteśmy polskojęzyczną rodziną i wszystkie wakacje oraz święta spędzamy w Polsce – mówiła mama Wiktora, która dodała, że na prośbę syna, edukacja w polskiej szkole została przerwana.
– Na jego prośbę przestaliśmy posyłać Wiktora do polskiej szkoły, ponieważ narzekał, że jest przemęczony, że nie ma czasu na odpoczynek, a przecież trzeba powiedzieć, że przez pięć dni w tygodniu jest uczniem szkoły brytyjskiej. Uznaliśmy, że nie powinniśmy go zmuszać. Uważam, że zawsze można też wznowić edukację w polskiej szkole, bo przecież polska szkoła to zajęcia dodatkowe, podobnie jak piłka, tenis, czy balet. Nie wykluczam, że jeżeli tylko Wiktora język polski się pogorszy, to będzie musiał wznowić naukę w jednej z polskich placówek – przekonywała Dorota Matuszewska, mama Wiktora.
Niczyja wina?
Bariera, jaką mają do przed sobą do pokonania 10-letnia Nicole i 16-letnia Justyna wbrew pozorom nie zdarza się rzadko. Dziewczynki nigdy nie były uczennicami polskich szkół sobotnich, co spowodowało, że mimo, że mają polskie pochodzenie i w ich domach rodzinnych używa się polskojęzycznej mowy, to i tak z biegiem lat, ich język angielski wyparł język polski. Ich rodzice obawiają się, że w przyszłości ich dzieci w ogóle nie będą lub będą bardzo słabo mówiły po polsku.
Nicole ma 10 lat. Nigdy nie uczęszczała do polskiej szkoły. Jej mama jest Polką a ojciec Anglikiem, więc Nicole ma szansę na naukę obu języków na gruncie rodziny. Jej mama mówi do niej w języku polskim, ale tylko wtedy, kiedy są same w domu. W momencie, kiedy wraca do domu po pracy ojciec dziewczynki, w domu panuje zasada, że wszyscy komunikują się po angielsku. Bo tak jest łatwiej, szybciej i co najważniejsze zdaniem mamy Nicole, wszyscy się rozumieją. W rezultacie Nicole przestała komunikować się w ojczystym języku matki.
– Również i o czytaniu, i pisaniu nie może być mowy, nie wspomnę już o znajomości zagadnień z dziedziny historii i geografii Polski, chyba że… – zawiesza się głos Agata Candy, mama dziesięciolatki – chyba, że jak najszybciej moja córka rozpocznie naukę w polskiej szkole – dodaje po chwili rozmówczyni „Dziennika”. – Tylko, do której klasy powinnam ją posłać i czy są szkoły, które przyjmują dzieci, które są w podobnej sytuacji, jak Nicole? – pytała mama dziesięciolatki.
– Kiedy Nicole była mała, nie miało dla mnie znaczenia jaki język będzie obowiązywał w naszym domu. Mówiłam do niej po polsku, a William po angielsku. Nasza córka rozumiała nas obydwoje, byłam z tego dumna. Chociaż z czasem zauważyłam, że kiedy Nicole rozpoczęła edukację w szkole brytyjskiej, jej język angielski wysunął się na plan pierwszy. W szkole mówiła po angielsku, z koleżankami bawiła się komunikując po angielsku, w domu przez większość dnia komunikowali się z nami po angielsku, tylko przez krótkie chwile rozmawiałyśmy z sobą w ciągu dnia po polsku. Aż w końcu stało się. Któregoś dnia zauważyłam, że kiedy mówię do mojej córki po polsku, ona mnie rozumie, ale odpowiada po angielsku. Wtedy zrozumiałam, że mamy problem, który musimy rozwiązać jak najszybciej. Uświadomiłam sobie, że jeżeli chcę, aby moje dziecko było polskojęzyczne, muszę zadbać o jej edukację w tym języku. Nicole rozumie wszystko w języku polskim, ale niechętnie odpowiada w tym samym języku, nie czyta i nie pisze po polsku. Szukam dla niej polskiej szkoły, tylko czy mi się uda? – pytała zatroskana Agata Candy.
Posyłać, czy odpuścić?
W podobnej sytuacji znajduje się nastoletnia Justyna, której mama zadzwoniła do jednej ze 117 polskich szkół sobotnich znajdujących się w spisie Polskiej Macierzy Szkolnej z zapytaniem, czy może zapisać swoją córkę do szkoły, bo rzekomo w innych placówkach miejsc już nie ma. Okazało się, że Justyna nie ma być uczennicą klasy zerowej, bądź uczennicą jednej z klas najmłodszych w zakresie edukacji wczesnoszkolnej, gdzie rzeczywiście w wielu placówkach polonijnych miejsc dla uczniów brakuje, ale z rozmowy między matką dziewczynki, a dyrekcją szkoły wynikało, że Justyna ma 16 –lat, wraz ze swoimi rodzicami na Wyspy przyjechała z Polski 9 lat temu i właśnie w kraju na trzeciej klasie szkoły podstawowej zakończyła swoją polską edukację.