Po obejrzeniu filmu miałam wrażenie, że jest to dokument bardzo w swojej istocie „organiczny”. Różni się od produkcji robionych np. przez BBC. Materiały kręcone w różnych, czasem wymagających warunkach, różna jakoś nagrań – to wszystko zrobiło na mnie wrażenie, że film nie tylko mówi o historii, ale sam nią jest. Jeżeli dokumenty nakręcone z dużym budżetem są takimi wycieczkami do ładnie zorganizowanych muzeów, ty dla odmiany zabierasz widza na wycieczkę w teren, w kamieniołomy, gdzie widać np. nagromadzenie się różnych warstw skalnych, to, jak owo nawarstwianie następowało w rzeczywistości. Dodatkowo wycieczka jest też pewnym – trzygodzinnym – wyzwaniem, nie gwarantujesz, że jej uczestnik nie ubłoci sobie obuwia…
(śmiech) Tak… Jak każdej podróży, tej też towarzyszyć mogą pewne niewygody, od trzygodzinnego siedzenia w kinowej sali począwszy… Mam jednak nadzieję, że po wszystkim widzowie stwierdzą, iż było warto. Co do historii i naszego do niej stosunku, to myślę, że powiedzenie „sztuka jest kontekstem” jest tu znaczące. Dlatego zaczęliśmy materiałami filmowymi z lat 30. i 40. oraz wczesnych lat zimnej wojny. Malcolm, Vermorel i Christie – wszyscy oni urodzili się w 1946 r. Byli „wojennymi dziećmi”, dorastali w społeczności, na której wojna silnie odcisnęła swoje piętno. Fakt, że wywiady, użyte potem w filmie, powstawały na przestrzeni prawie trzech lat, oznacza, że dokument rósł, dojrzewał z czasem. Większość robionych dziś filmów dokumentalnych zna odpowiedzi, zanim zada pytania – ja ich nie znałem. Ludzie, z którymi rozmawiałem, mówili rzeczy, których nie spodziewałem się usłyszeć, wspominali inne postaci, które mogły mieć kluczowe informacje, z którymi następnie starałem się również przeprowadzić wywiad. Ten film to trzygodzinna podróż, „niekompletna historia” późnych lat XX wieku, w tym sensie więc jest to taka swoista kulturalna archeologia…
To wielki projekt, który kosztował dużo sił i czasu. Jak dałeś sobie z tym radę?
Dużą pomoc przy realizacji filmu uzyskałem od moich przyjaciół, którzy w tym całym procesie stali się dla mnie prawie jak rodzina. Producent muzyczny Jakub Dziewa, operator kamery Daniel Wyszyński, skrzypaczka Basia Bartz to moi polscy przyjaciele. Obok nich francuska fotografka Barbara Doux, pomocnik producenta Frank Malone, modelki, które zechciały wystąpić, i wielu, wielu innych. W dużej mierze dzięki nim powstał ten film. Wielu ludzi, którzy wystąpili w filmie, to również moi przyjaciele, poza tym wystąpił w nim mój brat, była dziewczyna, moja chrześniaczka… Rodzinny film, nie ma co dyskutować! Były producent BBC Mike Wearing po obejrzeniu filmu nazwał go „dzisiejszą apokalipsą sztuki dokumentalnej”… choć ja muszę się przyznać, że gdy dziś go oglądam, widzę same potyczki i błędy… Ale myślę, że w sumie Mike ma rację.
Czy masz już plany na kolejny projekt?
Mam parę pomysłów, tak. Chciałbym zrobić film o Angry Brigade, angielskiej grupie gentelmenów-terrorystów. Film na podstawie mojej powieści „Cocaine” też jest gdzieś tam w planach. A także pomysł na film portretujący młodych Polaków w Londynie i Warszawie, taki przekrój tego, co jest dziś i co było w przeszłości.
Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.