Nie tylko biedni i bezrobotni
Jeżeli wierzyć oficjalnym statystykom – a w tym przypadku należy im wierzyć umiarkowanie, ponieważ jest wiele czynników decydujących o niedoreprezentowaniu poszczególnych grup – są dwa najważniejsze czynniki ryzyka, które zwiększają niebezpieczeństwo padnięcia ofiarą przemocy: płeć oraz pieniądze. Najbardziej narażone są niezamożne (poniżej 10 tys. funtów dochodu rocznie), bezrobotne kobiety, które są w separacji, w trakcie rozwodu lub tuż po nim.
Jednak oficjalne dane pokazują jedynie skalę problemu. Gdy chodzi o szczegóły – nie należy im ufać. Przede wszystkim dlatego, że przemoc domowa to rzecz wstydliwa i obarczona szeregiem stereotypów. Dlatego osoby, które mają więcej do stracenia, szukają pomocy, wykorzystując własne środki i omijając publiczne instytucje, lub nie szukają jej w ogóle, bo nie chcą być zaliczane do „patologii” lub nie uznają, by to, co się dzieje, było czymś nienormalnym. W ten sposób nie trafiają do policyjnych statystyk i nie wiadomo, jaki jest zasięg zjawiska w lepiej sytuowanych grupach.
Anna Lipowska-Teutsch, legenda w świecie Towarzystw Interwencji Kryzysowej, opowiadała mi kiedyś o tym tak: – To klasyczny mit. Ofiary nie są z marginesu. To nie są jakieś „specjalne” kobiety. Jest natomiast tak, że w grupach wykluczonych przemoc jest bardziej widoczna, bo one – np. za sprawą pracowników socjalnych – żyją trochę przy otwartej kurtynie. Policja też chętniej ściga takich sprawców. Moim zdaniem im wyższa pozycja społeczna sprawcy, tym większe prawdopodobieństwo, że przemoc w rodzinie nie zostanie ujawniona. Mówiła tak o Polsce, bo tam pracuje, jednak w Wielkiej Brytanii sytuacja wygląda podobnie. Tak jak i stereotypy dotyczące całej sprawy.
Z jedną tylko różnicą. Nad Wisłą nie da się całej sprawy przypisać imigrantom, co niektórzy próbują robić w Wielkiej Brytanii. Co ciekawe jednak i wcale nie tak oczywiste – przemoc domowa nie zna granic etnicznych, choć są grupy, w których przybiera większe nasilenie i ma odmienny charakter. Najlepszym przykładem są „honorowe zabójstwa”. Kobiety żyjące w społecznościach, które uznają taką metodę zmazywania „wstydu” rodziny, są grupą szczególnie narażoną na bycie ofiarą przemocy.
Swoistą ciekawostką – o ile w tym przypadku można mówić o „ciekawostkach” – jest to, jak wiele osób uważa za normalne, że mężczyzna raz na czas „przyłoży kobiecie”. W badaniach przeprowadzonych przez NSPCC (w 2005 r.) .
43 proc. ankietowanych nastolatek deklarowało, że agresja partnera jest czymś akceptowalnym. W nowym sondażu Women’s Aid oraz Refuge aż 15 proc. pytanych dziewcząt w wieku od 16 do 18 lat nie potrafiło się zdecydować, czy uderzenie w twarz jest czymś niewłaściwym, czy raczej nie.
Mężczyźni też są ofiarami
Niewiedza oraz stereotypy związane z tym zjawiskiem powodują, że problemy mają też panowie, ponieważ oni także bywają prześladowani w domu. I to wyjątkowo często. Crime Survey pokazuje, że w ubiegłym roku zarejestrowano ok. 800 tys. takich incydentów. Zgłoszeń przybywa nie tylko dlatego, że panie w Wielkiej Brytanii stają się coraz bardziej agresywne (tego nie możemy być pewni), ale i przez to, że powoli zmienia się stosunek do całej sprawy i będący ofiarami mężczyźni przestają się bać o tym mówić. Co za tym idzie, coraz częściej zgłaszają się na policję lub do służb socjalnych z prośbą o znalezienie tymczasowego lokum. Nastawienie zmienia się jednak powoli i do różnych służb zgłasza się zaledwie co 10. mężczyzna, który jest ofiarą przemocy. Wśród kobiet odsetek wynosi prawie 30 proc. Powodem jest to, że większość obawia się, iż nikt im nie uwierzy lub zostaną wyśmiani. Obawy nie są bezpodstawne, bo to wciąż się dzieje. Choć nie ma się z czego śmiać. W ciągu roku (od kwietnia 2010 do marca 2011) w Wielkiej Brytanii z rąk partnerki lub byłej partnerki zginęło aż 21 mężczyzn. – Wszyscy uważają, że ofiary przemocy domowej to raczej kobiety niż mężczyźni.
– Mówienie o tym to jedno z największych brytyjskich tabu – mówił „Independentowi” Mark Brooks z Mankind Initiativ, która rocznie odbiera ponad 1 tys. telefonów od szukających pomocy panów. Nie może im jednak wiele zaproponować, ponieważ na całych Wyspach w ośrodkach oferujących schronienie ofiarom przemocy jest zaledwie kilkadziesiąt (ok. 50) miejsc dla mężczyzn.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.