MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

01/07/2013 07:44:00

Felieton: Liczby kłamią

Felieton: Liczby kłamiąRankingi, wskaźniki, statystyki, słupki, torciki – to matematyczne gadżety, które porządkują nasz świat. Ufamy im jak dzieci, często podświadomie. Tym bardziej szkoda, że zazwyczaj omijają one rzeczywistość równie szerokim łukiem, co partyjne programy wyborcze.
Matematyka jest królową nauk – powtarzała z dumą moja wychowawczyni (matematyczka) w podstawówce. Niestety z tej szacownej dziedziny czerpią nie tylko naukowcy, ale także cała gama rachmistrzów o rozmaitych intencjach. Wśród nich brylują podmioty zaufania publicznego – fundacje, instytucje, think tanki, sondażownie, media. Cyfry firmowane ich brandami nabierają mocy kreowania rzeczywistości.

Weźmy na przykład liczbę 236 tys. upublicznioną przez Departament Zatrudnienia Stanów Zjednoczonych. Tyle właśnie miejsc pracy przybyło w lutym nad Potomakiem (znacznie powyżej prognoz). Pokrzepiające dane wywołały euforię na Wall Street i rozgrzały klawiatury w redakcjach, które ponownie obwieściły, że w USA zakończył się kryzys. Oczywiście miło przyswoić sobie radosnego niusa na śniadanie i doładować akumulatory optymizmu na resztę dnia. Tylko trzeba przy tym zapomnieć o kilku marginalnych sprawach. Takich jak 12 bilionów dolarów amerykańskiego długu publicznego, gigantyczne rozwarstwienie majątkowe, przypominające raczej realia starożytnego Egiptu niż ideały liberalnej demokracji, no i ta drobna niedogodność, że większość nowych miejsc zatrudnienia w północnoatlantyckim Disneylandzie to robota dla zmywaczy i podawaczy w fast foodach.

O tym, jak łatwo zaczarować rzeczywistość za pomocą magii liczb, przekonują też zabawy wskaźnikiem PKB. Tym, który kilka lat temu uczynił z Polski Zieloną Wyspę w europejskim morzu czerwieni, czyli ujemnych wartości produktu krajowego brutto. Niestety to nie polityka gospodarcza premiera Tuska zrobiła z nas tytanów „produkcji”. Po prostu cyferki, którym towarzyszy budzący respekt akronim PKB, w dużym stopniu wzięte są z sufitu. „Produkcja krajowa” nie jest bowiem jednoznacznie skorelowana z realnym (np. uwzględniającym innowacyjność) rozwojem gospodarczym. Opisujące ją liczby pompowane są m.in. przez dotacje unijne, które toną w biurokracji kosztochłonnych, nieopłacalnych inwestycjach oraz zwykłej korupcji; produkcję, z której zyski transferowane są za granicę, ale również przez działania mające z wytwórczością tak niewiele wspólnego, jak sprzątanie po wiosennej powodzi, gaszenie letnich pożarów czy odśnieżanie ulic po zimie.

Nie mniej efektywne – a z pewnością bardziej efektowne – w meblowaniu naszych głów są liczby, które porządkują rozmaite rankingi. Dajmy na to – oenzetowski ranking krajów według wskaźnika rozwoju społecznego. Na pierwszym miejscu zestawienia z 2011 r. znajduje się Norwegia, czyli socjalistyczne piekiełko, w którym: można stracić dziecko (na rzecz państwa) za wlepienie mu klapsa; bezpieka oficjalnie domaga się od dostawców internetu zbierania danych na temat każdego komentarza zamieszczonego w sieci; można trafić za kratki nawet na dwa lata za krytyczną wzmiankę wyrażoną publicznie na temat osób z kategorii LGTB; facet, który z zimną krwią zamordował 69 ludzi, dostał 21 lat więzienia, czyli, przeliczając, cztery miesiące za osobę. W tym samym rankingu Polska, która, bądź co bądź, nie jest bantustanem, została zaklasyfikowana na pozycji 39., czyli dziewięć oczek za Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, gdzie kobiety nie mają praw wyborczych, a igraszki spod znaku LGTB można przypłacić głową.

Jednak moje ulubione rankingi to listy najbogatszych i najbardziej wpływowych. Tu nieodmiennie królują buźki znane z okładek kolorowych szmatławców (również tych stylizowanych na poważne media) i ekranów telewizyjnych. Dzięki takim pociesznym zestawieniom opinia publiczna święcie wierzy, że ścisłą czołówkę najbogatszych ludzi na świecie stanowią celebryci w rodzaju Billa Gatesa (obecnie na drugim miejscu) czy „inwestora” Warrena Buffeta. Natomiast największy wpływ na bieg dziejów mają podobno takie pacynki, jak Barack Obama lub Angela Merkel. Najdowcipniejsze jest to, że po przejrzeniu 50 nazwisk z listy „najlepiej sytuowanych” nie natrafiłem na ani jednego Rotschilda, Rockefellera czy Morgana. Cóż, może wskutek kryzysu potracili roboty i obecnie jadą na zasiłkach?

Aha, tytuł tego tekstu oczywiście mija się z prawdą: liczby przecież nie kłamią. Ale kłamcy liczą – jak trafnie zauważył ktoś spostrzegawczy dawno przede mną.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska