***
Perełka, której doskwiera ciasnota w moim lokum podjęła decyzję – trzeba pozbyć się telewizora i kupić nowy. Za dwa dni nowy stał już w kącie pokoju – duży i płaski, jednak z braku miejsca został postawiony na starym. Wyglądało to głupio, ale nie było innego wyjścia. Sam nie byłbym w stanie znieść z drugiego piętra, czegoś tak potwornie ciężkiego, lecz przede wszystkim nieporęcznego. Zachodziłem w tej sprawie do Sławka „Satelity”, ale ciągle był poza domem. Wreszcie wpadłem na genialny -według mnie – pomysł: pozbędę się go i jeszcze na tym zarobią sprzedam - z zastrzeżeniem, że odbiór własnym sumptem. Cena 25 funtów, razem z „freeview”. W ogłoszeniu podałem numer komórki, oraz telefon domowy. Pierwszy telefon zadzwonił jakieś pół godziny po zamieszczeniu anonsu. Odebrała Perełka. Jakiś facet wrzeszczał na nią, że jest kretynką, bo chce sprzedać telewizor, który jest starszy od jego prababci. Od tej chwili Perełka przestała odbierać telefony – a te, wręcz nie milkły. Przez trzy dni tak było – ani jednej poważnej oferty, tylko kpiny i wyzwiska. Później się uspokoiło, a po tygodniu dostałem esemesa od faceta o jakimś egzotycznym imieniu. Był zainteresowany. Umówiliśmy się. Przyszedł. Dwie godziny oglądał, chwalił, aż wreszcie stwierdził, że sam go do siebie nie wniesie, musi znaleźć kogoś do pomocy, wówczas wróci. Nie wrócił, telewizor stoi nadal i nikt go nie chce nawet za darmo. Jednak biznes, to moja bajka.
***
Bałem się tego bardzo. Zadzwoniła do mnie Viktoria, z wiadomością, że za dwa dni sprowadza się do niej Ben. Skończyła mu się wiza, więc stracił pracę w Kent, a wraz z pracą służbowe mieszkanie i musi się wynosić. Jego pobyt w naszym domu, ma trwać trzy tygodnie, później odlatuje do ojczyzny, czyli do RPA. Podobno ma już bilet.
Jeszcze tego samego wieczoru Viktoria wróciła do Londynu i dopowiedziała kilka szczegółów. Otóż Dave ma zamiar wylecieć za trzy tygodnie, ale mogą być trudności, ponieważ zamiar dotyczy również kupienia biletu – okazało się, że go jeszcze nie ma i nie wiadomo, czy będzie miał, tak się złożyło bowiem, że przewalił kasę na ów bilet i to nie jeden raz. Najpierw własne pieniądze – jakieś 10 tys. funtów, które miał na podróż i na urządzenie się po powrocie. Później pożyczył pieniądze od jakiegoś krewnego, czy znajomego i też je przepuścił. Za trzecim razem zrobił to samo z pieniędzmi, które przysłała mu matka. Jakkolwiek moja intuicja przeważnie mnie zawodzi, tak teraz obawiałem się, że tym razem mnie nie zawiedzie. Obawiałem się, ponieważ bardzo chciałem, żeby mnie zawiodła – czułem bowiem, że na trzech tygodniach sąsiedztwa się nie skończy. Tą hiobową wieścią podzieliłem się z Perełką - opadły jej ręce i wszystko, co mogło opaść. Perełka, w przeciwieństwie do mnie była przekonana, że Ben jednak wyjedzie po trzech tygodniach. Myliła się niestety.
Przez dwa dni dzielące mnie od przyjazdu nowego sąsiada, łudziłem się, że jednak do tego nie dojdzie, że źle zrozumiałem Viktorię. Ben przyjechał wczesnym wieczorem. W vanie, który zatrzymał się przed naszym domem, znajdował się cały dorobek jego 10-letniego życia w UK. Pomogłem mu nieco i po trzech godzinach był zainstalowany już na dobre.
I zaczął się koszmar, ale nie mogło być inaczej – czworo ludzi, na małej powierzchni, do tego jeszcze o silnych i różnych osobowościach , a jeszcze na dodatek, ze zupełnie różnych bajek – to musiało prędzej, czy później zaowocować konfliktem. Zaczęło się już po dwóch dniach - Perełka zbeształa Viktorię, za to, że nie sprząta łazienki i korytarza. Przy okazji dostało się i mnie - za to, że nie wychowałem jej, tzn. nie wymagałem od niej dzielenia się sprzątaniem. To nie do końca prawda, toczyłem z nią boje na początku, ale później się poddałem – była wyjątkowo oporna w tej materii. Perełce też się nie poddała, nadal robiła swoje, czyli nic. Następnym posunięciem było chowanie papieru toaletowego. Też próbowałem tego w przeszłości, ale zarzuciłem, ponieważ – jako osobnik roztargniony – zawsze zapominałem go zabrać do toalety, gdy udawałem się tam za dłuższą potrzebą (pomijam już skojarzenia z niejakim |Paździochem).
Ben dysponował jeszcze jakąś resztką pieniędzy i beztrosko je trwonił, głównie na alkohol papierosy, od czasu do czasu na kokainę, oraz na drogie jedzenie, które kupował południowoafrykańskim sklepie. Kiedy już nie miał co palić brał ode mnie. Nie żałowałem mu jednak, bo kto, jak kto, ale on dzielił się wszystkim, gdy miał czym.
Akurat tak się złożyło, że został już całkowicie bez grosza i przez tydzień był trzeźwy. A trzeźwy Ben, to kompletne zaprzeczenie pijanego Bena. Prał, sprzątał, gotował, majsterkował, czytał. Perełka była pod wielkim tego wrażeniem, nie przypuszczała, że taki pracowity. Oboje modliliśmy się, żeby ów okres abstynencji trwał jak najdłużej, ale niestety, nadszedł weekend.
Koniec tygodnia, to czas, w którym on musi się upić i naćpać, choćby się waliło i paliło. Tak też uczynił. Wypadło to akurat w sylwestra, więc tym bardziej. Mieli go spędzić u przyjaciół, gdzieś na Angel, ale – niestety- wrócili stamtąd o trzeciej nad ranem. Zaczęła się jazda – Ben dobijał się do nas, chciał złożyć życzenia. Wpuściłem go, marudził okropnie, więc go wypchnąłem. Snuł się i hałasował do rana, wreszcie poszedł spać. Nie był to jednak koniec koszmaru.
Perełka obudziła się około dziesiątej i wyszła z pokoju zaparzyć kawę. Wróciła natychmiast, ale z twarzą tak zmienioną, że jej nie poznałem. - Ktoś zwymiotował na nasz czajnik – wyjąkała. Trochę przesadziła – wcale nie był „obwymiotowany” (użyłem tego neologizmu, bo nie lubię słowa „obrzygany”), lecz ubabrany kawą. Prawdopodobnie pijany sąsiad, chciał się napić kawy, ale z niewiadomych powodów wsypał ją do czajnika. Perełka umyła ów czajnik i zabrała do pokoju. To samo zrobiła z tosterem. W rewanżu Viktoria zabrała z lodówki mleko. Perełka w odpowiedzi, otworzyła lodówkę i zaczęła wyrzucać produkty, które należały do Viktorii (tu zaznaczam, że lodówka, była naszą własnością). Wszystko lądowało na łóżku, w którym spoczywał Ben. Wszystko, czyli jajka, zamknięte jogurty, napoje w puszkach i butelkach, kurczak w galarecie. Na twarzy Bena rosła bezkształtna masa o intrygującej kolorystyce. Ciekaw byłem kiedy się obudzi. Stało się to w momencie, kiedy do jego twarzy dołączył mus czekoladowy. Dość szybko zorientował się, że został czymś obrzucony. W tym samym czasie Perełka tytułowała sąsiadkę „węgierską dziwką”, sąsiadka nie pozostając dłużną – polską. Krótko mówiąc: wyszło na to, że mieszkam z dziwkami. Później sąsiadka stwierdziła, że Perełka nie ma wyższego wykształcenia, a Perełka: - To ty nie masz! Do akcji wkroczył Ben. Był jeszcze pijany. Jego twarz wyglądała jak tort, na którym się ktoś pośliznął. Wyjmował to, co jeszcze w lodówce zostało i ciskał o ściany. Kiedy zapas amunicji się skończył, wspomagał w wyzwiskach, kierowanych w stronę Perełki, swoją partnerkę. Na półce z przyprawami, stał komplet dużych, stalowych noży. W pewnym momencie Ben chwycił jeden z nich. Cdn.
Janusz Młynarski, Polish Review
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.