Narodowy spis powszechny w Wielkiej Brytanii jest przeprowadzany co dziesięć lat, począwszy od 1801 roku. Jedynym wyjątkiem był okres II wojny światowej. Jego celem jest dotarcie do każdego gospodarstwa domowego w UK, co niestety w ostatnich czasach jest coraz trudniejsze. W ostatniej edycji, w roku 2011, ankieterzy nie dotarli do około 3,5 milionów mieszkańców.
Eksperci podkreślają, że tradycyjny spis powszechny jest bardzo kosztowną operacją. Ostatnia edycja kosztowała budżet państwa prawie pół miliarda funtów. Stąd pomysł współpracy z Google – ma być taniej, szybciej i prościej. Pytanie tylko co z prywatnością brytyjskich internautów oraz jak dokładnie będzie wyglądał model współpracy na linii rząd – Google. Gigant z Mountain View ma na Wyspach niezbyt dobrą prasę – krytykowany jest za powolne działania w celu ograniczenia dostępu do pornografii dziecięcej oraz unikanie płacenia większych podatków w UK.
Przedstawiciele brytyjskiego urzędu statystycznego już teraz pracują nad tym, jak do celów cenzusowych wykorzystać „dane administracyjne” z NHS, systemu socjalnego, systemy wyborczego, oświatowego (szkoły i uczelnie wyższe) itp. Teraz doszłyby do tego nasze dane zgromadzone przez Google, czyli wszystkie informacje o naszych aktywnościach w sieci, zainteresowaniach itd. Co ciekawe, urząd statystyczny rozważa również uzyskanie dostępu do baz danych firm, które posiadają więcej niż 10 mln rekordów – to np. dane klientów Tesco, dostawców energii, wodociągi itp.
Wszystkie te sprawy, z rolą Google na czele, będą omawiane dziś na specjalnej konferencji, której przebieg nie jest upubliczniany. Wkrótce więc dowiemy się jakie „alternatywne źródła pozyskiwania danych” wejdą w życie.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.