MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

09/06/2013 09:31:00

Ma 40 lat i jest niezbędny do życia

Ma 40 lat i jest niezbędny do życiaTrudno sobie dziś wyobrazić życie bez telefonu komórkowego. Niedawno komórkom stuknęło 40 lat. Od czego się wszystko zaczęło?

Kosmita nagle pojawił się w samym centrum Manhattanu, gdzieś w połowie Szóstej Alei, o krok od najsłynniejszych galerii handlowych świata. W ręce trzymał wielkie, ciężkie białe urządzenie o długości ponad 25 cm, zwieńczone sporą czarną i grubą antenką. Wcisnął kilka przycisków umieszczonych na cegle i przekrzykując uliczny hałas, powiedział do niej: „Joel? Tu Marty. Dzwonię do ciebie z telefonu komórkowego. Prawdziwego przenośnego telefonu komórkowego!”.


Wychwalając nowoczesne technologie i wynalazki XXI wieku, ciągle potrafimy zaliczyć do nich komórki. Tymczasem kilka tygodni temu stuknęła im czterdziestka. Co więcej, żadna moda, żadna choroba, żaden inny wynalazek nie rozprzestrzenił się tak szybko: dziś posiada je już ponad 6 mld osób. Oznacza to, że 87 proc. ludzkości jest nosicielami – przenośnych aparatów telefonicznych. Niektórzy nawet kilku naraz.

Martin Cooper, kosmita z Manhattanu, na początku lat 70. był jednym z inżynierów Motoroli (potem został jednym z jej wiceprezesów). Dla niego krótka rozmowa przeprowadzona na Szóstej Alei była bardziej osobistym triumfem w technologicznym wyścigu z szefem laboratoriów Bella, Joelem Engelem. – Naszym celem było zwycięstwo w tej walce. I wygraliśmy ją z korzyścią dla wszystkich konsumentów – wspominał po latach. Ale jak przyznaje, jednocześnie chodziło o coś więcej: o misję. – Myślę, że technologie bezprzewodowe mają szansę rozwiązać całą masę naszych problemów. Ba, wierzę, że poradzą sobie nawet z biedą na świecie – zapewniał.

Cóż, cztery dekady temu niewiele na to wskazywało. Kilogramową cegłę – aparat o nazwie DynaTAC – z trudem dało się dłużej utrzymać jedną ręką przy uchu, a jego bateria wystarczała zaledwie na 20 min. Nawet sam Cooper nie zapamiętał dokładnie treści pierwszej rozmowy (nie była nią pogawędka z Engelem), tak jak było to w przypadku telegrafu czy telefonu stacjonarnego. Ale też treść tej rozmowy nie była zanadto spektakularna, było to coś w stylu: „Dzwonię, żeby sprawdzić, czy dobrze mnie słyszysz”.

Największą barierą, jaką w tamtej chwili musieli pokonać inżynierowie, była nieufność wobec technologii, która wcześniej najprawdopodobniej krążyła po wojskowych ośrodkach badawczych, a teraz miała trafić do zwykłych ludzi. W czasach kiedy wynalazki torują sobie drogę na rynek w ciągu kilku miesięcy, trudno to sobie wyobrazić, ale od pionierskiego połączenia z laboratoriami Bella do pojawienia się pierwszych komórek w sklepach upłynęło aż... 10 lat. Dopiero w 1982 r. Federalna Komisja Telekomunikacji (Federal Communications Commission) zaaprobowała tworzenie systemów mobilnej komunikacji oraz przydzieliła im stosowne częstotliwości analogowe.

Cegła i kociaki w bikini

Rok później klienci mogli ustawić się w kolejce po pierwszą komórkę. Ale tłumów nie było: aparat DynaTAC 8000X kosztował zaporowe 3995 dol. (dziś byłoby to niemal 9 tys.). Właśnie ten model zyskał przydomek, który trafił do języka potocznego jako synonim dużego i nieporęcznego urządzenia: cegła („brick”). W obudowie umieszczono dwadzieścia przycisków, antenka była dłuższa i większa niż w prototypie, a bateria wystarczała na zawrotne pół godziny użytkowania (po 10-godzinnym ładowaniu oczywiście).

Nic dziwnego, że telefon przypadł do gustu tym, którzy mieli ambicję władać światem. W filmie „Wall Street” z 1987 r. cegła jest atrybutem demonicznego Gordona Gekko. – Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz! Masz zdobyć te informacje! – wrzeszczy finansista na podwładnego maklera, stojąc na oceanicznej plaży w eleganckim szlafroku. Jego partner biznesowy – tu Terence Stamp – sięga po cegłę, jednocześnie sprawdzając notowania na przenośnym komputerze o wyglądzie zbliżonym do mikrofalówki, u brzegu basenu, w którym kąpią się wbite w bikini kociaki.

W latach 80. komórka była symbolem życia elit – niedostępnym dla zwykłych zjadaczy chleba, kosztownym gadżetem, którego usprawiedliwieniem była konieczność śledzenia wydarzeń na bieżąco.

I choć każdy kolejny aparat oferował coraz więcej funkcji, był ciut tańszy, a jego bateria wystarczała na coraz dłużej – do końca lat 80. dominujące na rynku modele kosztowały 2–3 tys. dol. i wciąż zamykane były w obudowach przypominających niezgrabne pudełka na cygara. Przełomem był wypuszczony na rynek w 1989 r. nowy model Motoroli – MicroTAC. Pierwszy mniej więcej płaski aparat posiadał już znacznie dyskretniejszą antenę, a jego klawiaturę zasłaniała gustowna klapka. Tylko cena została po staremu: 3 tys. dol.

Postępu nie dało się zatrzymać. U progu lat 90. ceny zaczęły schodzić poniżej tysiąca dolarów, telefony zaś stawały się coraz wymyślniejsze. Zapomniany dziś już nieco model IBM – Simon Personal Communicator – może uchodzić za pierwszego smartfona. W 1993 r. klawiatura wyświetlana na ciekłokrystalicznym ekranie była absolutnym novum pokazywanym na każdych targach nowych technologii i powszechnie pożądanym przez klientów: choć aparat kosztował niebagatelne 899 dol. (w ciągu dwóch lat udało się zmniejszyć tę cenę do ok. 600), twórcy z IBM sprzedali aż 50 tys. sztuk Simona.

Kolejnym novum, które w tym czasie pojawiło się w aparatach, były krótkie wiadomości tekstowe. Dziś jest to najpopularniejsza aplikacja służąca ludziom do komunikacji – co sekundę ludzkość wysyła sobie 193 tys. SMS-ów. Jednak u progu lat 90. była to nowinka znana inżynierom z laboratoriów i przystosowana przede wszystkim do potrzeb popularnych wówczas pagerów. 160 znaków musiało wystarczyć, by przesłać sobie konieczne informacje biznesowe, złożyć świąteczne życzenia, potwierdzić lub odwołać spotkanie czy – o zgrozo – wyznać miłość.

Ten moment w historii telefonii komórkowej Polacy zapamiętali najlepiej. Paskudnie duże – jak na dzisiejsze standardy – aparaty Motoroli kosztowały co prawda spore pieniądze, ale za to raz naładowane akumulatory wytrzymywały nawet tydzień średnio intensywnego wydzwaniania. Pionierów telefonii komórkowej dosyć szybko na naszym rynku – jak i na całym świecie – zaczął wypierać późniejszy gigant branży: fińska Nokia. To model 5110 z 1998 r. po raz pierwszy przebił magiczną granicę 3 godzin rozmów na jednej baterii. Co więcej, posiadał też możliwość wymiany obudowy na inne warianty kolorystyczne. I co najważniejsze: wraz z nim zadebiutowała gra „wąż”, rozrywka, która wyparła windowsowego pasjansa i wypełniła właścicielom długie godziny w poczekalniach gabinetów lekarskich czy urzędów.

Pojawienie się tej niepozornej gierki oznaczało rewolucję: telefon z narzędzia komunikacji zaczął się stawać centrum rozrywki. Wizerunek komórki jako gadżetu finansistów i polityków zaczął się nieubłaganie zmieniać: młodszy o rok model 7110 Nokia doposażyła w pierwszy wariant przeglądarki internetowej w standardzie WAP, a na dodatek wcisnęła go do rąk Neo, bohatera trylogii „Matrix”, który zasuwaną klapkę zamykał z demonstracyjnym, dynamicznym trzaśnięciem, które sprawiało, że 7110 (ksywka „banan” ze względu na zakrzywiony kształt) stał się symbolem rewolucji.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska