Nadchodzi przyszłość
Kolejną dekadę naznaczył wyścig na kształty – im mniejszych gabarytów, tym lepiej; kolory – im więcej wariantów obudowy, tym lepiej; rozdzielczość – im większa w przypadku wyświetlaczy i obiektywów wmontowywanych aparatów fotograficznych, tym bardziej pożądane przez klientów. Laur w tej dziedzinie przyznaje się Motoroli, której RAZR V3 (w zasadzie chodzi o angielskie „razor”, czyli „brzytwa”) w 2004 r. na głowę bił konkurencję.
Ale najważniejsi gracze w tej bitwie tak zapamiętali się w wyścigu, że w 2007 r. przegapili kolejny przewrót. „Hello” – brzmiało hasło przewodnie reklamówki wyświetlonej w stacji ABC podczas oscarowego wieczoru. W krótkim spocie przewijają się bohaterowie największych hitów kinowych, którzy odbierają telefon, wypowiadając to krótkie powitanie. Na koniec plansza: „Hello. Coming in June” („nadchodzi w czerwcu”). Oto na Ziemi wylądował iPhone.
Przywołując historię kolejnych telefonów, eksperci nie wymieniają funkcji iPhone’a. Mówią o nim po prostu „game changer” – zmieniający zasady gry. O tym urządzeniu – bo trudno je nazywać już telefonem – napisano do tej pory kilkadziesiąt książek, w tym również traktujących o jego artystycznych walorach czy chorobach psychicznych związanych z użytkowaniem aparatu. Dość powiedzieć, że branża nie widziała jeszcze setek ludzi wyczekujących przed salonami na kilkadziesiąt godzin przed premierą nowego modelu, a klienci nie widzieli jeszcze liczących po kilkadziesiąt stron rachunków telefonicznych (w rekordowym przypadku Justine Ezarik otrzymała pudełko zawierające 300-stronicowy billing zawierający m.in. szczegółowe wyliczenie wszystkich danych, jakie ściągnęła z sieci za pomocą swojego cacka).
Sztuczki, które jeszcze dekadę temu były chlebem powszednim branży – walka na najniższe ceny, najmniejsze gabaryty, kształty i materiały jak w luksusowych samochodach – z dnia na dzień stały się passe. Multimedialne centrum zamknięte w obłym i – wydawałoby się niezbyt atrakcyjnym pudełku – pozwoliło Apple’owi stać się najwyżej wycenianą przez giełdę firmą świata (ostatnio spadła na 2. pozycję) i odesłać potentatów branży na zieloną trawkę – Motorola upatruje dziś jedynej szansy na przetrwanie w przejęciu przez Google, a Nokia w sumie zwolni w ramach restrukturyzacji ponad 24 tys. pracowników i warta jest może czterdziestą część tego, co Apple, a agencja ratingowa Moody’s uznaje akcje firmy za papiery śmieciowe. Taka jest cena gapiostwa.
Zwijana komórka
Są dwie sfery, o których dużo ostatnio mówię, i wierzę, że technologie bezprzewodowe wywrą na nie wielki wpływ: technologie medyczne i sieci społecznościowe – mówi po latach Martin Cooper. – Wydajemy dziś prawie 20 proc. PKB na leczenie chorób i wcale nie wykonujemy tu świetnej roboty. Technologia to poprawi. Zamiast jednego fizycznego badania raz do roku, będziesz w stanie badać się co minutę za pomocą sieci sensorów, której elementem będzie komórka – twierdzi legenda branży. To samo jeśli chodzi o prowadzenie biznesu. – Będziemy kierować spółkami dziesięć razy efektywniej – zapowiada. Podobnych rewolucyjnych zmian Cooper spodziewa się w systemie edukacyjnym, który będzie w stanie dostarczyć uczniom i studentom dowolnych informacji w każdej chwili.
Tyle wizjoner. Analitycy z branży mają nieco bardziej przyziemne oczekiwania – ale wciąż brzmiące niczym fragment filmu science fiction. Kolejne lata mogą zmienić choćby kulturę pisania na telefonie: od wirtualnych klawiatur na ekranach smartfonów i najwygodniejszej z klasycznych klawiatur zamontowanej w telefonach Blackberry do technologii śledzących ruch źrenic użytkownika oraz podążających za jego wzrokiem i gestami. Za zapowiedź tych zmian uważane są szumnie zapowiadane okulary Google oraz bransoleta firmy Myo, która pozwala na użytkowanie komputera bez dotykania go.
Podobnie jak stało się to w przypadku komputerów, również urządzenia mobilne zaczną w przyspieszonym tempie zwiększać moc obliczeniową. Oznacza to, że coraz częściej zaczniemy ich używać do oglądania filmów i – generalnie – ściągania danych. Zgodnie z analizami dochody z przesyłu danych w ciągu pięciu najbliższych lat powinny przewyższyć te, które firmy uzyskują z łączenia rozmów. Inną konsekwencją tego rozwoju może się też stać interaktywne, automatyczne komunikowanie się aparatów komórkowych z pozostałymi otaczającymi nas urządzeniami – tak w domu, jak i w przestrzeni publicznej. Chodzi zarówno o diagnostykę medyczną, o której wspomina Cooper, jak i bardziej prozaiczny przepływ informacji – jak np. bieżąca informacja o zwalniających się miejscach parkingowych w centrum miasta. Eksperyment z systemem usprawniającym poruszanie się w przestrzeni publicznej prowadzony jest m.in. w hiszpańskim Santanderze.
Koniec końców rewolucja może czekać design i fizyczną formę telefonów. Projektanci aparatów wiążą wielkie nadzieje z grafenem – najcieńszym materiałem, jaki kiedykolwiek wynaleziono, a zarazem najtwardszym i najbardziej elastycznym. Pierwsze prototypy superlekkich i dających się swobodnie zginać aparatów już powstają i jak tak dalej pójdzie, wkrótce obijający się po kieszeniach letnich spodni przyciężkawy smartfon może zostać zastąpiony przez znacznie mniejszą komórkę, którą po rozmowie będzie można zwinąć i wetknąć do pudełka po zapałkach. I nawet jeśli wizje te wydają się nieco na wyrost, pamiętajmy – chodzi o biznes warty 800 mld dol. rocznie. A taka suma potrafi sprawić, że wizje z „Odysei kosmicznej” Stanleya Kubricka stają się rzeczywistością, o czym pewnie jeszcze nie raz się przekonamy.
Mariusz Janik
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Chcesz mieć zawsze aktualny serwis gospodarczo-prawny?
Zamów pełne wydanie Dziennika Gazety Prawnej w internecie
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.