Na początku maja właściciele nieruchomości w UK wpadli w popłoch słysząc, że rząd planuje z nich uczynić osoby, które będą musiały sprawdzać status imigracyjny najemców. Pomysł polegający na tym, że landlordowie niejako ręczyliby za osoby wynajmujące domy i mieszkania, był jednym z kluczowych pomysł w tegorocznym Queen’s Speech – czytamy na stronie telegraph.co.uk.
Właściciele nieruchomości zaczęli się głośno obawiać, że będą prawnie odpowiedzialni za wynajmowanie mieszkań czy domów tylko osobom legalnie przebywającym w UK. Szybko pojawiły się informacje mówiące o kilkutysięcznych grzywnach dla landlordów nie stosujących się do nowych przepisów.
W miejscach popularnych wśród imigrantów
Dopiero teraz część landlordów odetchnęła z ulgą, słysząc, że rządowe zmiany zostaną wprowadzone tylko w wybranych regionach Wielkiej Brytanii, m.in. w niektórych dzielnicach zachodniego Londynu. Wcześniej sądzono, że nowe przepisy będą dotyczyć około dwóch milionów landlordów. Teraz wygląda na to, że to grono będzie znacznie mniejsze.
Eric Pickles, minister społeczności i samorządów lokalnych, zapewnia, że „zwykli ludzie, którzy wynajmują mieszkanie czy pokój nie będą obciążeni nowymi pomysłami biurokratycznymi”. Rządowe źródła mówią o tym, że zmiana ma być wprowadzona „w sposób mało inwazyjny, który nie sprawi, że miliony będą musiały się zmagać z papierami i urzędnikami”.
– Za wszelką cenę chcemy uniknąć wprowadzenia nieżyciowych przepisów w prywatnym sektorze nieruchomości. Jeśli jesteś Brytyjczykiem, to nikt cię nie będzie atakował biurokratycznymi kontrolami, których koszt spadnie na landlordów, a koniec końców na najemcach. – mówi jeden z przedstawicieli brytyjskich kół rządowych.
Oficjalnie resort Erica Picklesa pracuje teraz nad wprowadzeniem nowych przepisów głównie na terenach znanych z popularności wśród imigrantów wynajmujących domy i mieszkania. Jednym z takich miejsce jest londyńskie Ealing czy Hounslow. Wszystkie szczegółowy poznamy wraz ze wprowadzeniem nowej ustawy, tzw. Immigration Bill, co ma nastąpić w drugiej połowie roku.
- Chodzi o to, aby nowe regulacje dla landlordów oprzeć o przemyślane rozwiązania, wprowadzane głównie na terenach „wysokiego ryzyka”. Inaczej groziłaby nam katastrofa w postaci deregulacji działania całego rynku nieruchomości. Prace idą swoim tempem, nie ma sporów czy nieporozumień. Trwa za to przedmiotowa dyskusja o szczegółowych rozwiązaniach – mówią rządowe źródła.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk