Na końcu kilkumetrowego korytarza, równie obskurnego, co ten ze schodkami, widniały – po obu stronach – drzwi. Jedne, niegdyś białe, drugie natomiast, pokryte były odłażącą okładziną drewnopodobną. Nie miały klamki, lecz jedynie uchwyt do ciągnięcia. Facet otworzył je, wszedł pierwszy rozejrzał się i po krótkiej chwili zaprosił nas do wewnątrz. Pomieszczenie mogło mieć, z górą, dziesięć metrów kwadratowych. Choć okno, z widokiem na wybetonowane podwórze, było otwarte na oścież, to w powietrzu unosił się intensywny zapach pleśni. Ściany miały kolor szary, a gdzieniegdzie prześwitywał bladoniebieski. W rogu stał jednoosobowy tapczan z nadprutym materacem, na którym stał rozbebeszony plecak, obok którego walały się zużyte prezerwatywy. Spojrzałem na Perełkę, jej niezwyczajna bladość mówiła: „zaraz rzygnę”. Facet podniósł z podłogi jakiegoś wyschniętego mopa i strącił kondomy na podłogę.
- Możecie sobie wstawić łóżko dwuosobowe - mówiąc to, próbował te prezerwatywy wkopać butem pod przekrzywioną komodę.
- Pokój jest fajny, chętnie tu zamieszkamy, ale... – Perełka, choć wydawało się, że już bledsza być nie może, zbladła jeszcze bardziej,mimo tego kontynuowałem -...brakuje mi aneksu kuchennego i łazienki.
- Wszystko jest, wszystko jest - gorliwie zapewniał mężczyzna. - Tu możecie sobie postawić mikrofalę i już macie kuchnię. A tu jest łazienka – to mówiąc podszedł do czegoś, co od początku brałem za jednodrzwiową szafę. I tu - zacząłem podejrzewać, że biorę udział w filmie kręconym ukrytą kamerą. Pewnie zaraz się to okaże. Tymczasem facet otworzył drzwi, które chyba rzeczywiście były drzwiami od szafy i oczom moi ukazał się sedes. Tylko sedes.
- No tak, ale to nie jest łazienka, to jest tylko ubikacja. A my chcemy z łazienką.
- Jak to nie jest? - zdenerwował się i pociągnął za coś. Z sufitu chlusnęła woda. – A to co? Nie prysznic? - krzyknął tryumfująco.
Rzeczywiście, dokładnie nad sedesem zwisało jakieś zardzewiałe sitko. W ogóle pomysł był genialny w swojej prostocie – po co jakiś brodzik, skoro sedes może z powodzeniem pełnić taką rolę, choć z brodzeniem nie było by łatwo. O zlewozmywak już nie pytałem, bo przecież to oczywiste, że można zmywać talerze, nad kibelkiem, biorąc jednocześnie prysznic. Za ten pomysł z "sedeso - prysznicem" serdecznie go pochwaliłem. Takich rozwiązań nie widziałem nawet na Ukrainie, gdzie naprawdę potrafią człowieka zaskoczyć. Właściciel obejrzanego lokum, widząc i słysząc mój entuzjazm, był wziął go za dobrą monetę. Był pewien, że je zasiedlimy.
- Kiedy się wprowadzacie? - zapytał.
- Jeśli jemu się tak bardzo podoba, to może już tu zostać - odpowiedziała Perełka, mając oczywiście mnie na myśli. – A jeśli o mnie chodzi, to nawet gdybyś mi dopłacał pięć tysięcy funtów dziennie, nie zamieszkałabym tu.
Kolesiowi twarz stężała, jak gipsowa maska, a jeżyk na głowie, jeszcze bardziej się zjeżył. - Nie, to nie. Wychodzimy - warknął. Wracając wstąpiliśmy do pewnego znajomego, który pracował w agencji mieszkaniowej. Niestety był w szpitalu. Jak wyjaśniła nam jego żona nabawił się poważnej niestrawności, bo pomylił gąbkę do zmywania naczyń z sernikiem. Po pijaku oczywiście.
- Zdążył mnie jeszcze pochwalić, za to, że świetnie piekę. A ja przecież nigdy nic nie upiekłam. - powiedziała małżonka. Cdn.
Janusz Młynarski, Polish Review
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.