***
Dzień przed powrotem do Londynu. Czuję się dziwnie - tyle bliskich mi miejsc, stało się nagle bardzo odległymi, obcymi. Już nie są moje, nie czuję się z nimi związany. Może to i dobrze, że widzę je teraz „po nowemu”, ale z drugiej strony trochę się gubię, nie wiem co to wszystko oznacza i w co przekształci się z czasem.
***
Co tylko wejdę na Skype'a jestem nagabywany przez sąsiadkę. Pytania jakie mi zadaje są przeważnie głupie i nudne, dotyczą przeważnie pogody w Polsce i tego czy jestem bardzo opalony, czy tylko trochę, czy w ogóle. Nie było wyjścia musiałem włączyć kamerę i pokazać. Dowiedziałem się, że smutno beze mnie i nie tylko jej, lecz również Omarowi i pozostałym lokatorom. A Omarowi niby czemu ma być smutno, przecież zapłaciłem mu z góry!? A z pozostałymi byłem ostatnio w nie najlepszych stosunkach, więc też ta ich tęsknota stanowi dla mnie zagadkę. A może ja mam w sobie jakieś dobre energie, z istnienia których nie zdaję sobie sprawy? Nie no, wątpię.
Viktoria się mną zbytnio nie nacieszy, bo ja mam być w Londynie wczesnym popołudniem, a ona wieczorem wylatuje do Budapesztu na tydzień. Bilet kosztował ją 130 funtów, gdyby Ahmed pożyczył jej wcześniej zapłaciła by 60 funtów mniej, ale na tydzień przed jej wylotem, zniknął i nie dawał znaku życia, kiedy się pojawił, już nie był potrzebny. Viktoria dostała wypłatę i kupiła bilet z własnych pieniędzy. Na „citizenship” też już nie potrzebuje kasy od nikogo, bo teraz, w maju ma dostać zwrot podatku, prawie tysiąc funtów, więc opłaci sobie bez czyjejkolwiek łaski, dlatego ma go gdzieś. Cdn...
Janusz Młynarski, źródło:
Polish Review