W ostatnim
spisie powszechnym, jaki przeprowadzono w Anglii i Walii do polskości przyznało się prawie 600 tys. osób. Wyniki te nie objęły Szkocji i Irlandii Płn., które robią własne statystyki. Może to oznaczać, że naszych rodaków jest na Wyspach znacznie więcej. Z badań Głównego Urzędu Statystycznego z 2008 r. można było wyczytać, że za granicę wyjechało ok. 2 mln Polaków. Co najmniej połowa do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Według ówczesnych obliczeń naszej ambasady w Londynie, w Wielkiej Brytanii żyło pięć lat temu ok. 800 tys. Polaków. Oznacza to, że liczba emigrantów od pięciu lat praktycznie się nie zmieniła.
Między bajki można dziś włożyć podsumowania wyników badań dotyczących polskiej emigracji przeprowadzanych przed kilkoma laty. Na przykład z badania Centrum Stosunków Międzynarodowych z 2007 r. wynikało, że do Polski, i to w ciągu kilku lat, miała wrócić nawet połowa emigracji z Wysp. Hasła powrotu pojawiły się więc w kampanii wyborczej 2007 r. Głośno mówiła o tym zwłaszcza PO. Donald Tusk poleciał nawet do Londynu, by na miejscu zachęcać rodaków do powrotów. Obiecywał zbudowanie nad Wisłą drugiej Irlandii. Do dziś pamiętne są obrazki sprzed lokali wyborczych w Londynie, do których ustawiały się setki, głównie młodych Polaków. Zdecydowana większość z nich oddała wtedy głos właśnie na Platformę Obywatelską. Gdy ta doszła do władzy kusiła do powrotów na różne sposoby. Jednym z nich była abolicja podatkowa, która zakładała dla pracujących za granicą w latach 2002-2007 umorzenie podatków od dochodów zdobytych poza granicami RP. Polskie organizacje w Wielkiej Brytanii tak o abolicję walczyły, a ostatecznie skorzystało z niej niespełna 60 tys. osób i to z paru państw nią objętych.
W październiku 2008 r. premier Donald Tusk zainaugurował natomiast program "Masz PLan na powrót?", który powstał pod nadzorem Michała Boniego, ówczesnego szefa Zespołu Doradców Strategicznych premiera. Przez kilka miesięcy pracowała nad nim grupa ekspertów. Na program przeznaczono prawie 4 mln zł. Eksperci wymyślili, że dobrym sposobem, aby ułatwić Polakom powrót do ojczyzny będzie opublikowanie poradnika pt. „Powrotnik. Nawigacja dla powracających". W liczącej prawie 200 stron książce (nakład: 50 tys. egzemplarzy) emigranci mogli np. przeczytać, jak przewieźć do Polski majątek z zagranicy lub jak zarejestrować zagraniczny akt małżeństwa. Stworzono też stronę internetową z czatem, na którym można było porozmawiać z ekspertami np. o tym, jak skorzystać z abolicji podatkowej. Już po roku organizatorzy programu sami przyznali, że niewielu Polaków skorzystało z efektów ich pracy.
Nie straszny im nawet kryzys
W tym samym roku, gdy polski rząd głowił się, jak sprawić, by choć nikły procent Polaków zdecydował się na powrót, w Stanach Zjednoczonych, a później na Starym Kontynencie wybuchł kryzys gospodarczy, który w wyjątkowo brutalny sposób dotknął Wielką Brytanię. W tak fatalnej sytuacji brytyjska gospodarka nie znalazła się od czasu kryzysu z lat 80-tych. W 2009 r. roku PKB Wielkiej Brytanii spadł najniżej od 1980 roku. Firmy zaczęły zwalniać pracowników. Pracy nie mogli być pewni ani ci, którzy ledwo mówili po angielsku i byli zatrudnieni na przysłowiowym zmywaku, jak również perfekcyjnie władający językiem specjaliści od finansów czy zarządzania. W dodatku w prasie bulwarowej ze wzmożoną siłą pojawiły się ataki na imigrantów. Między innymi Polaków przedstawiano jako głównych sprawców kłopotów na brytyjskim rynku pracy. Tych którzy tylko korzystają z brytyjskich zasiłków. Oblicza się, że w latach 2008-2010 pracę mogło stracić nawet 100 tys. Polaków.
Trudna sytuacja na brytyjskim rynku pracy spowodowała, że w Polsce zaczęto wtedy znów wypatrywać powracających z emigracji. Czy wrócili? Przygniatająca większość nawet przez moment o tym nie pomyślała.
- Woleli przeczekać kryzys, właśnie korzystając z brytyjskich zasiłków, niż wracać do Polski na pewne bezrobocie i świadczenia bez porównania niższe - twierdzi Maciej Bator ze Stowarzyszenia Polskiego w Irlandii Północnej. Jeszcze inni wyruszyli w poszukiwaniu pracy do Norwegii czy Holandii, gdzie kryzys nie był tak dotkliwy jak w Wielkiej Brytanii.
Oni już nie wrócą
Mamy rok 2013. Niedawno portal Moja Wyspa przeprowadził badania marketingowe wśród Polaków w Wielkiej Brytanii. W ankiecie wzięło udział ok. 600 osób. Wśród pytań znalazły się: Kiedy wracasz do Polski? Połowa postawiła znaczek przy odpowiedzi - "nie myślę o powrocie lub nie zamierzam wracać", ponad jedna trzecia stwierdziła: "Nie wiem kiedy". W tym roku chce za to wrócić zaledwie 1,4 proc. ankietowanych, a za rok lub parę lat niespełna 7 prac.
- Te wyniki potwierdzają nasze ostatnie oraz brytyjskie dane, że Zjednoczone Królestwo staje się miejscem stałego osiedlenia dla tych kilkuset tysięcy Polaków, którzy wyjechali po 2004 r. - mówi prof. Krystyna Iglicka, rektor Uczelni Łazarskiego i ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych w Warszawie. Kolejne odpowiedzi z ankiety, np. że prawie 40 proc. Polaków myśli o kupnie domu lub mieszkania na Wyspach, a prawie 10 proc. już takowe posiada jest jej zdaniem potwierdzeniem, że oczekiwanie na liczny powrót emigrantów jest mrzonką. - Nawet ta część ankietowanych (33.6 proc.), która twierdzi, że nie wie, czy wróci, raczej się na to nie zdecyduje. Na pewno nie w ciągu najbliższych kilku lat, a już z pewnością nie w tym roku. Kryzys, który tak boleśnie dotknął Zjednoczone Królestwo po 2008 roku, teraz, choć w mniejszym stopniu dotarł do Polski. Bezrobocie mamy na poziomie ok. 14 proc. Jak to ma zachęcić do powrotów - pyta retorycznie prof. Iglicka. Za propagandę bez pokrycia uznaje też dawne twierdzenia, że Polacy wyjechali na Wyspy, by szybko zarobić na kupno mieszkania w Polsce. O tym najlepiej świadczą odpowiedzi na pytanie: Czy zamierzasz kupić dom lub mieszkanie w Polsce? Aż 56 proc. Polaków skwitowało to odpowiedzią "nie". Twierdzącej odpowiedzi udzieliło zaledwie 11 proc. Rozważa taką możliwość 23 proc. - Z badania Mojej Wyspy dowiadujemy się również, że 55 proc. Polaków swoją sytuację materialną ocenia jako dobrą. Po zapłaceniu wszystkich świadczeń zostaje im paręset funtów na przyjemności. Oznacza to, że pracujący w UK zarobione pieniądze albo wydają na siebie, albo wysyłają rodzinom w Polsce. Ale wcale nie na inwestycje, tylko na bieżącą konsumpcję. To także potwierdza, że ich perspektywy powrotu są iluzoryczne - komentuje prof. Iglicka. Jest przekonana, że imigrantów zniechęcają, a nie zachęcają wakacyjne czy świąteczne pobyty w kraju (według Mojej Wyspy 60 proc. emigrantów wakacje spędza w Polsce). - Gdy widzą, że przygniatająca większość mieszkańców Polski wakacje przesiaduje w domach lub ewentualnie parę dni nad jakimś jeziorkiem, a oni mogą spokojnie odłożyć na tygodniowy wypad np. do Hiszpanii lub Portugalii, to odpowiedź na pytanie o powrót nasuwa się sama. Podobnie, gdy zetkną się z wciąż ociężałą polską biurokracją. Niekompetencją, czy wprost niegrzecznym potraktowaniem w polskich urzędach.