Najważniejsze – bo upamiętniające zmartwychwstanie Chrystusa i przypominające, że śmierć nie jest podróżą bezpowrotną. Obietnica wskrzeszenia zmarłych jest zresztą jednym z fundamentów wiary nie tylko w chrześcijaństwie, ale również w judaizmie czy islamie. Taka świadomość się przydaje, szczególnie tym, którzy cierpią prześladowania na tle religijnym. 75 proc. osób ciemiężonych za wiarę na całym świecie to właśnie chrześcijanie. Średnio co trzy minuty jeden z nich oddaje życie w obronie swoich przekonań. Zgodnie z danymi stowarzyszenia Głos Prześladowanych Chrześcijan, rocznie mordowanych jest grubo ponad 100 tys. przedstawicieli tej religii. Najbrutalniej z wyznawcami Chrystusa postępuje Korea Północna. Właściwie trudno się temu dziwić – komuna nie ma szans na przetrwanie w społeczeństwie wierzącym w Boga, więc ateizacja jest jednym z jej priorytetów. Jednak muzułmanie również nie rozpieszczają swoich starszych braci w wierze, mimo że w islamie Jezus jest uznawany za proroka, a obie religie wyznają – jak można sądzić – tego samego Stwórcę. Open Doors, organizacja monitorująca prześladowania chrześcijan, wyliczyła, że 40 spośród 50 państw najbardziej wrogich tej religii to kraje muzułmańskie. Kolejny dowód na to, że pokojowy charakter islamu to mit.
Jednak ta poniewierka na tle wyznaniowym przybiera rozmaite formy – niekoniecznie związane z przemocą fizyczną. W 2011 r. w Europie doszło do ok. 200 incydentów o charakterze antychrześcijańskim – poczynając od aresztów za wystąpienia potępiające homoseksualizm w oparciu o Biblię, kończąc na dewastacji kościołów i cmentarzy. Coraz bardziej ograniczana jest wolność sumienia i swoboda wypowiedzi w sposób uderzający bezpośrednio w chrześcijan. Rośnie też liczba zawodów, w których chrześcijanie nie mogą funkcjonować w zgodzie z wyznawanymi przez siebie wartościami. Dotyczy to nie tylko przedstawicieli profesji medycznych i farmaceutycznych, którzy przeciwstawiają się „postępowym” trendom, związanym z wspieraniem aborcji, eutanazji czy zapłodnienia in vitro, ale nawet właścicieli pensjonatów, którzy – jak się okazuje – nie mają prawa odmówić gejom zakwaterowania w pokoju z jednym łóżkiem, powołując się na swoje przekonania religijne. Zachodni tolerancjonizm coraz jawniej oddala się od autentycznej tolerancji i stosuje rażącą wybiórczość przy walce z dyskryminacją.
Problemem są nie tylko zatargi międzywyznaniowe czy te związane z kwestią orientacji seksualnej, ale przede wszystkim wypychanie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej i zwykła pogarda okazywana wyznawcom, wartościom i symbolom tej religii. Również w Polsce, która podobno katolicyzmem stoi. Symptomatycznym przykładem tej tendencji są wydarzenia, do których doszło latem 2010 r. pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Spokojne, rozmodlone staruszki obrzucane były werbalną skatologią – nie tylko przez ewidentnych troglodytów, ale także niepozornie wyglądających warszawiaków. Co gorsza, zdarzały się też niczym niesprowokowane ataki fizyczne na wiekowe osoby. W strukturach władzy tę antykatolicką linię reprezentuje i próbuje – na szczęście nieudolnie – wprowadzić na salony stado dziwadeł spod znaku Palikota. A w ostatnim czasie również „pierwsze pióro” polskiego „dziennikarstwa”, zawiadujące rodzimą odnogą amerykańskiego tygodnika.
Choć większość Polaków wciąż deklaruje wyznanie katolickie, to jednak przybywa tych, którzy traktują religię jak zbędny balast. Faktycznie, jest on zbędny, jeśli nasza wiara nie wychodzi poza sferę oświadczeń i sprowadza się do uczęszczania na niedzielne msze. Nie chcę uprawiać taniej ewangelizacji, tym bardziej, że sam o kościół zahaczam raz na kwartał. Sądzę jednak, że istotą wiary nie jest to, czy pod właściwym kątem składamy ręce do modlitwy lub zapewniamy odpowiednią „oprawę” dla wizyty księdza po kolędzie, ale stan naszego ducha i umysłu. I pewna bezkompromisowość w wyznawaniu przekonań oraz wartości. Największym zagrożeniem dla chrześcijaństwa nie są topniejące szeregi jego reprezentantów – choć tego zjawiska nie można bagatelizować – ale duchowa i moralna letniość tych, którzy deklaratywnie zasilają szeregi Kościoła. Dlatego – przy okazji Wielkanocy – warto się zastanowić, czy nie dajemy się niepostrzeżenie złapać na lep ideologii „postępu”, która nie oferuje nic ponad skołchozowaną formę konsumpcji przy coraz skromniejszym korytku. Bo zbyt łapczywie sięgając po ulotną McPaszę, oddalamy się od fundamentów, na których znacznie mądrzej, a przy tym bezpieczniej jest budować swoje życie. Dlatego, że nie są one osadzone w doczesności, ale są objęte „gwarancją” ponadczasową i ponadnaturalną. By w swoim codziennym życiu uwzględnić perspektywę wieczności, nie musimy chylić czoła przed Ojcem Dyrektorem – choć osobiście z nim sympatyzuję.
Kończąc tego nienachalnego, mam nadzieję, moralniaka, życzę Państwu zdrowych i spokojnych Świąt. A jeśli redakcja puści ten tekst po fakcie – choć właściwie niezależnie od tego – zdrowej i spokojnej reszty roku, który mimo przewlekłej zimy zapowiada się raczej gorąco, niekoniecznie pod względem meteorologicznym.
Pan Dobrodziej