Felieton Wiktora Moszczyńskiego, opublikowany w „Dzienniku Polskim”
Stara emigracja powojenna miała rzeczywiście specyficzny stosunek do możliwości uzyskania obywatelstwa brytyjskiego. Przywódcom emigracji, a szczególnie wojskowym, władze PRL pozbawiły obywatelstwa polskiego. Na ten nikczemny akt przedstawiciele niepodległej Polski zareagowali protestem – nie przyjmują żadnego innego obywatelstwa, a więc przede wszystkim brytyjskiego. Protest został poparty przez liczne rzesze Polaków w Wielkiej Brytanii. Z początku niemal 100,000 obywateli polskich nie przyjęło ani paszportów konsularnych PRL-u, ani również obywatelstwa brytyjskiego. Jak jeździłem z ojcem lub matką za granicę, rodzice pokazywali wciąż swój zielony bezpaństwowy dokument podróży, a ja mogłem pochwalić się moim czarnym paszportem, w którym mogłem odczytać z dziecięcą dumą że jestem za granicą pod protekcją Jej Królewskiej Mości. W podobnej sytuacji podróżowali z rodzicami moi koledzy. Z początku rodzice musieli ubiegać się o wizy, rejestrować się regularnie u policji, a wstęp do Polski mieli zabroniony. Z czasem kłopoty z tymi paszportami nansenowskimi nieco zmniejszyły się ale przez 45 lat przyjazd do Polski takim paszportem był zabroniony. Był to wyraz obywatelskiej postawy ówczesnego społeczeństwa polskiego, która nie mogła wyrazić w inny sposób swojej dezaprobaty za Jałtę i Katyń.
Lecz czy można powyższe głosy dopisać do tej tradycji? Kiedy Polska jest już wolna i niepodległa i czuje się bezpieczna w sercu Europy? Kiedy każdy Polak czy Polka ma prawo podróżować z paszportem suwerennej demokratycznej Polski po całym świecie? Kiedy jako obywatele państwa unijnego możemy wyjeżdżać do każdego innego państwa w Unii, pracować, zakładać rodzinę i nawet korzystać z zasiłków, gdyby zaszła taka potrzeba? Czy biorąc dodatkowo inny paszport rzeczywiście zdradzamy w jakiś sposób nasz kraj pochodzenia?
Osobiście odczuwam w tych wypowiedziach nie patriotyzm i dumę narodową, ale wręcz na odwrót, zakompleksiony uraz wobec własnych rodaków. Jest to pseudo-patriotyzm którego źródła znajdowały się w tchórzliwym hura-patriotyzmie PRL-u opartego na nienawiści do innych.
Oczywiście nie są to jedyne głosy rozpaczy które odczytać można w komentarzach czytelników portali „Moja Wyspa” czy „Londynek”. Inni, równie zakompleksieni nie dziwią się że tyle wyjechało z Polski, bo nie traktują swojego kraju jako „normalnego”, lecz rządzonego przez „zdrajców”, „agentów”, „złodziei“, „Żydów”, itp. – określenie kalectwa swojego kraju dobierają sobie sami w oparciu o własne iluzyjne mity i własne urojenia. Jest to wciąż patriotyzm oparty na nienawiści do własnego kraju i własnych rodaków. Demony przeszłości telepią się po wolnym demokratycznym kraju w wypluwających już tylko własną żółć.
Obawiam się że ci ludzie słabo też znają historię Polski. Czy nie wiedzą, że każdy z trzech demokratycznie wybranych prezydentów przedwojennej Polski (Narutowicz, Wojciechowski, Mościcki) posiadał obce obywatelstwo poza polskim? W niczym to nie przeszkadzało ich polskości i nie podważało ich patriotyzmu, i poczucia obowiązku wobec polskiej racji stanu. Wręcz na odwrót – ich wcześniejsze osiągnięcia naukowe w obcym kraju dodawały tylko blasku ich nazwisku i świadczyło cudzym państwom o wysokim poziomie elit naukowych i politycznych w Polsce.
Ilu jest Polaków zamieszkałych przez parędziesiąt lat za granicą, posiadających obywatelstwo kraju zamieszkania, którzy jednak czują się Polakami i przynoszą krajowi zaszczyt swoimi sukcesami zawodowymi czy naukowymi? Ile już takim Polakom przyznano odznaczenia MSZ-u „Bene Merito” za promocję Polski za granicą niezależnie od tego, jakie posiadają obywatelstwo? A więc hańby w uzyskaniu zagranicznego paszportu nie ma. Wręcz na odwrót – bardziej Polsce przyda się pełnej pary obywatel kraju zamieszkania za granicą spełniający swoje obywatelskie obowiązki i rozwijający swoją pracę zawodową niż mieszkaniec polskiego getta.
Tym bardziej, że prawo polskie i brytyjskie zezwala na podwójne obywatelstwo. Posiadane jednego paszportu nie podważa ważności posiadania drugiego. Cudzoziemiec który mieszka i pracuje legalnie przeszło 6 lat, płaci podatki, nie popełnia przestępstwa i zdaje egzamin z języka angielskiego i z wiedzy ogólnej o Wielkiej Brytanii ma prawo złożyć podanie na brytyjskie obywatelstwo i najczęściej je uzyskuje. Z tym że o rok wcześniej, a więc po 5 latach, powinien złożyć podanie na „permanent residence”.
Otwieram „Coolturę”. „Zostań Brytyjczykiem” krzyczy na mnie ogromny napis na całą stronę na tle trójbarwnego „Union Jack”. Już setki Polaków, którzy przybyli na Wyspy przed lub zaraz po roku 2004 podjęlło to wyzwanie. W roku 2010 aż 1419 obywateli polskich przyjęło brytyjskie obywatelstwo. W roku 2011 już 1863. W zeszłym roku na pewno było dużo więcej, choć statystyk jeszcze nie posiadamy.