MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

16/02/2013 09:52:00

Chłopcy, którzy nienawidzili obcych

Chłopcy, którzy nienawidzili obcychW piątkowy wieczór grupa białych wyrostków napadła na pochodzącą ze Szwecji Majbritt Morrison. Obrzucili ją wyzwiskami, kamieniami i butelkami. Kilka razy uderzyli kijem oraz żelaznym prętem. Zaatakowali, ponieważ nie podobał im się kolor skóry męża kobiety.

Wszystko działo się w 29 sierpnia 1958 r. Nie do końca wiadomo, jak skończyła się napaść, ponieważ wersji jest kilka. Jedni mówią, że kobiecie pomogła policja. Inni, że z napastnikami poradził sobie jej mąż Ray Morrison, który był imigrantem z Jamajki i powodem wrogości wyrostków. Pewne jest jednak to, że niewielkie zajście miało przerodzić się w jedne z największych zamieszek rasowych w historii Londynu – tzw. Notting Hill Riots. Napastnicy nie mieli bowiem zamiaru poprzestać na zwyzywaniu i obrzuceniu butelkami Majbritt. Rozemocjonowani niepowodzeniem zebrali większą grupę.


Pomogło im to, że Notting Hill było wówczas miejscem, gdzie bardzo aktywnie działali brytyjscy faszyści, których patronem był Oswald Mosley. W nocy z 29 na 30 sierpnia około 400 białych mężczyzn urządziło „najazd” na dzielnicę, w której mieszkało wielu imigrantów z tzw. Indii Zachodnich. Bito czarnych, którzy nie zdążyli się ukryć. Rozbijano witryny sklepów. Do mieszkań wrzucano koktajle Mołotowa. Przez skrzynki na listy wciskano nasączone benzyną szmaty, które podpalano, próbując wywołać pożar i wypędzić obcych.

Ruch Mosleya zorganizował wiec, który stał się centrum dowodzenia rozruchów. Świadkowie wspominali, że dało się tam usłyszeć: „Dalej, chłopcy! Niech każdy znajdzie sobie czarnucha!”. Na ulicach rozbrzmiewały rasistowskie okrzyki i pojawiały się transparenty: „Czarni do domu”, „Brytania musi być biała!”, „Deportować wszystkich czarnuchów”, „Zabijemy czarnych sk...” itp. Do Notting Hill ściągali „twardziele” – a w każdym razie tak chcieli o sobie myśleć uczestnicy zamieszek – z całego Londynu.
Imigranci czekali na reakcję policji, jednak nie mogli się doczekać – przez pierwsze dwie noce napastnicy byli całkowicie bezkarni. Tylko po pierwszej nocy na ulicach Notting Hill znaleziono pięciu ciężko pobitych, nieprzytomnych czarnych mężczyzn. Gdy lokalna społeczność zorientowała się, że nie ma co liczyć na pomoc służb porządkowych, zorganizowała obronę. Wtedy najazd zmienił się w regularną bitwę.
Jednocześnie okazało się, że policja jednak potrafi zareagować. Gdy czarni zaczęli się bronić, wkroczyła do dzielnicy. Opanowanie zamieszek zajęło kolejne kilka dni. Wszystko skończyło się dopiero 5 września. Aresztowano około 140 osób. Oskarżono niewiele ponad 100 – przy czym niemal 40 osób spośród postawionych przed sądem było ofiarami napaści, które próbowały się bronić.

„Nieznacząca część społeczeństwa”


Sporego rozgłosu nabrało uzasadnienie wyroku z pierwszego procesu, podczas którego sądzono czterech napastników. Sędzia Justice Salmon mówił: „Jesteście niewielką i nieznaczącą częścią społeczeństwa, która napełniła cały naród strachem, oburzeniem i obrzydzeniem. Każdy, niezależnie od koloru jego skóry, ma prawo chodzić po naszych ulicach z podniesioną głową i wolny od strachu”. Sędzia mówił pięknie, ale nie było to prawdą.

Sentymenty, które kierowały napastnikami, nie były wcale takie rzadkie – co czwarty Brytyjczyk uważał wówczas, że „czarni są sami sobie winni”. Choć rzeczywiście, pod koniec lat 50. nasilenie tych nastrojów było wyjątkowe. Powodem, oprócz uprzedzeń i stereotypów, była – jak zawsze w takich sytuacjach – pogarszająca się sytuacja na rynku pracy, której towarzyszyła duża fala imigracji z brytyjskich kolonii.
Emigracja z Karaibów, Indii, Pakistanu, Cypru i Hongkongu zaczęła nabierać tempa wkrótce po zakończeniu II wojny światowej. Mieszkańcy Commonwealthu byli brytyjskimi obywatelami, przez co łatwiej było im przyjechać na Wyspy. Jednocześnie powojenna gospodarka potrzebowała pracowników, którzy pozwoliliby przeprowadzić odbudowę i zapełnić spowodowaną przez straty wojenne lukę demograficzną.
Imigranci, kiedy tylko się urządzili, ściągali rodziny i przyjaciół. Szczególnie dynamicznie rozwijała się emigracja z tzw. Indii Zachodnich. Między innymi za sprawą rekrutacji, które brytyjscy pracodawcy urządzali na Jamajce, Barbadosie, Trynidadzie i Tobago. Robili to chętnie, ponieważ stosowali sprytny chwyt, który pozwalał im zdobyć wiernych pracowników za niewielkie pieniądze – oferowali pożyczkę na podróż, którą później stopniowo odliczali od pensji. Dzięki temu w samym 1956 r. London Transport zrekrutował tam 4 tys. pracowników. W kampanii reklamowej użyto plakatu, na którym piękna konduktorka stała na tylnej platformie Routemastera i zachęcała, by przypłynąć na Wyspy.

W 1954 r. z tego kierunku przybyło do Wielkiej Brytanii 24 tys. osób. Rok później – 26 tys. W sumie w 1958 r., kiedy wybuchły zamieszki w Notting Hill, imigrantów z krajów Commonwealthu było 210 tys., w tym 115 tys. „West Indians”, 55 tys. Indusów oraz Pakistańczyków, 25 tys. Afrykanów oraz 10 tys. Cypryjczyków.

I pojawiła się nienawiść


Napływ obcych, którzy byli gotowi pracować dłużej i za mniej, był zbawieniem dla tych, którzy chcieli mniej płacić za pracę. Ale jednocześnie odbijał się na pensjach robotników, którzy przyczyn swoich problemów szybko zaczęli upatrywać w obcych. Pierwsze antyimigracyjne demonstracje miały miejsce już pod koniec lat 40. Największe w Liverpoolu oraz Deptford. Wtedy nie doszło do wybuchu, ale wraz z wyhamowywaniem powojennego boomu nastroje zaczęły się pogarszać, a animozje zaostrzać.
Dla wielu problemem byli np. sikhowie, o których lubiano mówić, że są... brudni. Właśnie z tą nacją wiąże się anegdotyczny przykład, który doskonale pokazuje konflikty i napięcia istniejące w miejscach pracy. Otóż w jednej z fabryk rodzimi Brytyjczycy posunęli się na tyle daleko, że zażądali oddzielnych umywalni dla siebie i oddzielnych dla kolegów z subkontynentu indyjskiego. Twierdzili bowiem, że ci ostatni nie potrafią utrzymać porządku i przez nich łaźnie są brudne. Zarząd fabryki zgodził się. Efekt był jednak zaskakujący, ponieważ szybko okazało się, że prysznice „brytyjskie” były równie brudne jak wcześniej, natomiast te „imigranckie”... zadbane i czyste.

Dodatkową kwestią były mieszkania. W tym czasie Wyspy cierpiały z powodu ogromnego braku lokali mieszkalnych. (Nawiasem mówiąc, sytuacja miała się poprawić dopiero za sprawą laburzystowskiego programu budownictwa socjalnego). Napływ imigrantów powodował, że ceny wynajmu szły w górę. Młodym Brytyjczykom, przynajmniej tym biedniejszym, było coraz trudniej o własny kąt.

„Black-burying”

Mniej więcej w tym czasie pojawiła się na Wyspach nowa subkultura młodzieżowa – tzw. Teddy Boys. Początkowo jej wyróżnikiem był charakterystyczny ubiór, który nawiązywał do stylu edwardiańskiego, a głównym zajęciem włóczenie się po parkach, barach i dancingach. Z czasem jednak połączyło ich jeszcze coś – nienawiść do obcych. Stało się to między innymi za sprawą Oswalda Mosleya, który otwierał biura tam, gdzie potencjał wybuchu konfliktu był największy, m.in. w Notting Hill.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 3)

Cowboy

3603 komentarze

17 luty '13

Cowboy napisał:

anglicy tez jako pierwsi na swiecie wymyslili i zastosowali w praktyce - obozy zaglady
ale wiekszosc mysli ze anglia to sami - gentelman-i

profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska