MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

11/02/2013 09:18:00

Felieton: Licho nie śpi

Felieton: Licho nie śpi Temat ACTA to taka niszowa telenowela. W odróżnieniu od tasiemca o Mamiemadzi nie ma tu obyczajowego szamba, a więc i odpowiednich bodźców dla publiki. Niemniej ACTA-story to fabuła, którą warto śledzić. Bo od tego, jak się rozwinie, zależy przyszłość internetu. A konkretnie: swobodny dostęp do treści i wolność wypowiedzi w cyberprzestrzeni.
Od awantury w sprawie cenzurowania sieci minął ponad rok, a na horyzoncie rysuje się kolejny punkt zwrotny w tym smutnym serialu. Tym razem na tapecie jest CETA (Comprehensive Economic and Trade Agreement) – umowa o wolnym handlu i prawach autorskich między Kanadą a Unią Europejską. Wiele z jej postanowień jest żywcem wyjętych z ACTA, przeciw której na ulice europejskich miast wyległy tłumy ludzi, wystraszonych cenzorskimi zakusami rządów swoich państw, wykonujących polecania brukselskiego politbiura. Fakt, że dokument regulujący kwestię własności intelektualnej został przyjęty na posiedzeniu Rady ds. Rolnictwa i Rybołówstwa, mówi wiele na temat zamiłowania europejskich jaśnieprzywódców do przejrzystości i jawności procedur w podejmowaniu decyzji.

Rychło po tym, jak ulica obaliła ACTA (bo tak chyba wypada ująć sprawę), okazało się, że w szufladach ustawodawców po obu stronach Atlantyku roi się od podobnych cudów prawnych – SOPA, PIPA, COICA itd. Emocje po sukcesie masowych protestów szybko opadły, a legislacyjne młyny mieliły dalej. Było ewidentne, że władza gra na zmęczenie opinii publicznej. I będzie to robić do skutku. Bo za ACTA-bis nie stoją racje moralne, bezpieczeństwo publiczne ani ochrona świętego prawa własności, tylko gruba kasa międzynarodowych grup interesu i rosnąca zachłanność naszych aniołów stróżów na narzędzia kontroli życia społecznego.

Według oficjalnej wykładni twory ACTA-podobne mają ukrócić proceder łamania praw autorskich i handel podróbkami. Niestety ta wersja dla naiwniaków nie oddaje nawet ułamka informacyjnego, społecznego i gospodarczego spustoszenia, do jakiego może doprowadzić zastosowanie tego typu „umów handlowych” w praktyce. Poza ich wątpliwymi założeniami, problem z projektami w rodzaju ACTA polega na tym, że są niejasne. A zawarte w nich niejasne postanowienia pozostawiają rozległe pole do interpretacji. A kiedy pole do interpretacji jest rozległe, zawsze istnieje ryzyko, że odpowiednią interpretację można kupić za odpowiednią sumę. To daje oczywistą przewagę korporacyjno-finansowej mafii nad wszystkimi innymi podmiotami życia publicznego. Klony ACTA w niespotykanym dotąd stopniu umożliwiają inwigilowanie i represjonowanie internautów oraz przedsiębiorców pod pretekstem ochrony praw autorskich i patentów. Przede wszystkim jednak prowadzą do absurdalnych sytuacji, w których sankcje karne i finansowe grożą Bogu ducha winnym ludziom – np. za udostępnienie w internecie filmu z prywatnej imprezy, na której odtwarzana jest muzyka chroniona prawem autorskim.

Najgłośniejsza w tym temacie propaganda wytwórni filmowych i muzycznych oraz zrzeszeń branżowych w rodzaju MPAA czy RIAA – głównych lobbystów forsujących umowy copyrightowe – przekonuje, że idzie o interesy twórców. O tym, że to bujda na resorach, świadczą nie tylko doniesienia, zgodnie z którymi to „piraci” wydają najwięcej pieniędzy na zakup legalnej muzyki i filmów. Lepszą ilustracją faktycznych intencji branży rozrywkowej jest przypadek Kima Dotcoma. Mieszkający w Nowej Zelandii twórca serwisu hostingowego Megaupload został aresztowany podczas widowiskowej akcji desantowo-szturmowej na jego posesję i trafił za kratki na kilka miesięcy. Nie – Dotcom nie wspierał terroryzmu, nie handlował kokainą, ani nawet nie nakładł nikomu po buzi. Pretekstem, który posłużył do jego zatrzymania, były słabo uzasadnione zarzuty dotyczące łamania praw autorskich przez serwis Megaupload. Biznesmen montuje właśnie kolejne przedsięwzięcie, pod nazwą Mega, które jest zabetonowaną prawnie wersją poprzedniego serwisu. Czym zatem Dotcom naraził się „stróżom prawa” do tego stopnia, że został spacyfikowany niczym fanatyk spod znaku półksiężyca? Otóż uruchomił on zacny projekt o nazwie Megabox, który eliminował wytwórnie i zrzeszenia twórców z handlu dobrami kultury. Serwis po prostu umożliwiał twórcom bezpośrednią sprzedaż swoich dzieł odbiorcom. Rekiny show businessu nie mogły zgodzić się na oddanie żerowiska i uruchomiły odpowiednie kanały międzynarodowe, żeby wybić Dotcomowi z głowy śmiałe inicjatywy.

Teraz alians show businessu i polityki chce zawłaszczyć największy obszar swobodnej wymiany myśli i treści: wciąż jeszcze wolną przestrzeń internetu.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska