W opinii prof. Romualda Jończego z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu emigracja, z którą mamy teraz do czynienia, szczególnie ta na Wyspy Brytyjskie, to już sposób na życie. Dotyczy głównie młodych ludzi, chociaż nie tylko. Emigranci zakładają na Wyspach rodziny, ich dzieci idą do przedszkoli, potem do szkół. Coraz trudniej zatem uważać to za emigrację zarobkową. Praca, owszem, była impulsem do wyjazdu, ale kilka lat temu. Teraz przyczyny opuszczania Polski są bardziej złożone.
Wielka Brytania nie ma tak silnego zaplecza socjalnego jak Skandynawia, ale również rozpina nad mieszkańcami parasol bezpieczeństwa. Służy temu kilka narzędzi. Na przykład Child Benefit, który przyznawany jest osobie dorosłej opiekującej się dzieckiem lub dziećmi, jak w Szwecji, do 16. roku życia (dłużej, jeśli nastolatek kontynuuje edukację w pełnym wymiarze dziennym). Wysokość świadczenia nie jest zależna od zarobków, egalitarnie należy się każdemu za samo posiadanie potomstwa. Nie jest też przesadnie duża, wynosi 20,3 funta na tydzień na pierwsze dziecko i 13,4 funta na tydzień na każde kolejne. Ale nie o wielkość świadczenia tu chodzi, lecz o to, że państwo docenia wysiłek wychowania dziecka, które w przyszłości będzie pracowało na PKB i emerytury dla pokolenia swoich rodziców.
Niewątpliwym wsparciem społecznym dla mieszkających tu Polaków (i każdej innej narodowości) jest również Income Support. To dotacja przeznaczona dla samotnych rodziców, osób niepełnosprawnych lub opiekujących się innymi (dziećmi, chorymi dorosłymi). Otrzymują ją osoby w wieku 16–59 lat, bez pracy lub pracujące do 16 godzin tygodniowo i mające niskie zarobki. Z kolei Council Tax Benefit i Housing Benefit związane są z upustami w opłatach za mieszkanie i podatku płaconym od nieruchomości. Nie dziwi więc, że o ile w 2002 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało i zarabiało, korzystając również z osłon, ok. 22 tys. Polaków, to po otwarciu rynku pracy w 2004 r. liczba ta zwiększyła się do 150 tys. i rosła aż do 2007 r., kiedy osiągnęła nienotowany nigdy poziom 690 tys. osób. W 2010 r. spadła do 580 tys., ale teraz znowu rośnie. W 2011 r. w Wielkiej Brytanii żyło i pracowało 625 tys. Polaków. O ile początkowo powodem emigracji była jedynie nieźle płatna praca, tak dzisiaj to kryterium na równi traktowane jest z jakością życia.
– W Londynie żyje się nieporównywalnie lepiej niż gdziekolwiek w Polsce – mówi Iza Boldyn, która razem z mężem i 2-letnim synem wyjechała do Londynu w lutym 2011 r. Mieszkają w Chelsea, czują się lepiej niż w Warszawie, gdzie ostatnio nie mieli pracy. Prawdopodobnie nie wrócą. Iza Boldyn opowiada: – Kluczowe jest to, że nigdy nie jesteśmy sami z problemami. Pomagają nam brytyjscy sąsiedzi, gmina albo państwo. Zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie. Nie ma pracy? Trudno, jest system wsparcia dla bezrobotnych, który zakłada nie tylko finansową kroplówkę na przeżycie, ale realną pomoc w poszukiwaniu pracy. Potrzebne nowe książki do szkoły? Można liczyć na system upustów. W Polsce rozwiązań nie było, a urzędy jedynie potęgowały problemy. Polsce już dziękujemy.
Niemieckie magnesy
Zresztą przykładów obfitego socjalu nie trzeba szukać aż na Wyspach. Znacznie bliżej, za zachodnią granicą, nad Renem, również można liczyć na wsparcie państwa w trudnych sytuacjach. Wohngeld, zasiłek na mieszkanie, to ratunek dla tych, którzy po stracie pracy nie są w stanie zapłacić czynszu. Z pomocą przychodzą i państwo, i gmina, w której żyje bezrobotny, płacąc po połowie. Pieniądze z Wohngeld mogą dostać zarówno osoby wynajmujące mieszkanie, jak i właściciele nieruchomości. Wysokość świadczenia zależy od liczby domowników, wysokości zarobków w rodzinie oraz czynszu. Zdobyczą socjalną Niemców jest również prawo do zapomogi dla bezrobotnych Arbeitslosengeld – ALG II. Może z niego skorzystać ktoś, kto w ciągu ostatnich trzech lat przed zwolnieniem pracował 360 dni kalendarzowych i opłacał składki na ubezpieczenie społeczne. Okres pobierania zasiłku wynosi 180 dni. W szczególnych przypadkach może być przedłużony do 960 dni. Zabezpieczone są także kobiety spodziewające się dziecka. Mutterschaftsgeld zapewnia zasiłek przez sześć tygodni przed urodzeniem dziecka.
To magnesy ściągające Polaków, szczególnie w ostatnich latach. W 2004 r. w Niemczech żyło 385 tys. Polaków, w 2011 r. – już 470 tys.
– Nowa fala emigracji jest inna niż ta pierwsza, po wejściu Polski do Unii. Teraz znaczenie mają nie tylko pieniądze – przekonuje prof. Janusz Czapiński z Uniwersytetu Warszawskiego. – Polaków nie interesuje już życie od pierwszego do pierwszego. Oni chcą żyć na wysokim poziomie. Polska jednak tego im nie oferuje. Mają ambicje, by pracować w ciekawym zawodzie, zgodnym z zainteresowaniami lub wykształceniem. Tu znowu Polska nie ma szczególnych propozycji. Inny, także ważny motor nowej emigracji to bezpieczeństwo socjalne gwarantowane przez państwo. I tego też w Polsce nie ma. To czego tu szukać? W tym kontekście nie powinien dziwić fakt, że Polki żyjące w Wielkiej Brytanii rodzą dwa razy więcej dzieci od tych, które zostały nad Wisłą – mówi prof. Czapiński. Jego zdaniem nowa fala wyjazdów potrwa co najmniej 10 lat.
Marcin Hadaj, Dziennik Gazeta Prawna
Chcesz mieć zawsze aktualny serwis gospodarczo-prawny?
Zamów pełne wydanie Dziennika Gazety Prawnej w internecie