Prowincjonalne miasto w północnej Anglii. Na zajęciach w ośrodku kultury pięćdziesiąt osób, głównie kobiet, wymachuje rękami, kręci biodrami i wibruje pośladkami do głośnej, latynoskiej muzyki. Wśród tańczących jest także Monika. Zumbą zainteresowała się już trzy lata temu, gdy ten fitnessowy boom na Wyspach dopiero nabierał rozpędu. Zaczęło się od próby zrzucenia kilku kilogramów po przebytej ciąży. Efekty były bardziej niż zadowalające.
Przy zumbie aerobik jest niczym spacer. Entuzjaści zachwalają, że palenie kalorii przy muzyce Shakiry jeszcze nigdy nie było tak przyjemne i efektywne. Na jednych zajęciach można spalić ich od 500 do 1000. Monika jest już jednak na wyższym poziomie wtajemniczenia. Dla niej spalanie to tylko efekt uboczny prawdziwej pasji. Choreografię i najnowsze trendy ma w małym palcu – u nogi. Bo w zumbie nogi są najważniejsze. Zaraz po biodrach. Monika jest zumbową weteranką, ma za sobą gościnne występy na scenie i na paradach organizowanych przez latynoską społeczność. Następnym krokiem jest dla niej założenie własnego biznesu. Monika marzy o tym od co najmniej roku. Konkurencja jest duża, ale i rynek chłonny. Twierdzi, że w tej branży najważniejszy jest entuzjazm, dobry kontakt z tańczącymi i pozytywne nastawienie. Większość uczestników zajęć nawet po kilku tygodniach nie potrafi naśladować ruchów wykonywanych przez instruktorkę. Ale to nieważne. Bo w zumbie liczy się przede wszystkim dobra zabawa i zbiorowe palenie kalorii, a same zajęcia przypominają szaloną imprezę.
Biznes dla każdego
Żeby zostać „oficjalnym” instruktorem zumby, należy wykupić „licencję”. W Wielkiej Brytanii jej koszt wynosi 200 funtów rocznie. Kurs trwa... jeden dzień. Uczestnik otrzymuje „certyfikat”, płyty DVD z zalecaną choreografią, płyty CD z odpowiednią muzyką, porady w sprawie marketingu oraz „sieć znajomości i kontaktów z innymi instruktorami”. Dla Moniki jest to „totalnie warte swojej ceny”. W praktyce nikt jednak nie ściga nielicencjowanych instruktorów, którzy sami wymyślają choreografię bądź kopiują ją z Youtube i organizują zajęcia. Zwłaszcza że w praktyce „licencja” niewiele daje. Instruktor pracuje na własny rachunek. Sam wynajmuje salę i sam publikuje ogłoszenia. Sam tworzy strony w internecie i buduje siatkę fanów/uczniów. W tym fachu najważniejsze są umiejętności interpersonalne i taneczne. Koszty są minimalne – tyle co wynajęcie miejsca do zajęć i przejście na samozatrudnienie. Zarobki różnią się w zależności od regionu i wyrobionej marki. Ceny za godzinne zajęcia wahają się od 5 do 10 funtów. Według oficjalnych danych Labour Statistics (BLS) średnie wynagrodzenie w tej branży wynosi ponad 20 tys. funtów rocznie. 25 proc. instruktorów zarabia 29 tys. funtów rocznie, a najlepsi – ponad 40 tys.
Dołącz do grupy "zumbowej" na naszym forum