Z tą detonacją to taki żarcik, ale przecież nie wiadomo, jak daleko sprawy zajadą, jeśli będą konsekwentnie toczyć się tą drogą. Tym bardziej, że tego typu ekscesy już miały miejsce – nic, tylko czekać na eskalację. Dwa lata temu dziennik „Daily Mail” donosił o ekstremistach rozklejających „na mieście” plakaty o złowrogiej wymowie: „Wchodzisz na teren obowiązywania prawa szariatu”. Teraz temat wraca na tapetę, bo zabawa w szariat rozkręca się w najlepsze. A co się kryje za terytorialną przestrogą? Oprócz zakazu spożywania procentów i nakazu zachowania przyzwoitości w sensie erotycznym – zakaz uprawiania hazardu, organizowania koncertów, grania muzyki, konsumpcji narkotyków i palenia papierosów. Może to i zdrowo, jak już ktoś jest smutasem, ale przecież nieładnie tak pozbawiać ludzi prawa do samostanowienia – wystarczy, że na co dzień robi to rząd. Jak na razie za kratki trafiło dwóch siewców czystości, co zapewne nie skłoni ich kumpli z meczetu do wyciszenia w modlitwie i zaprzestania działalności. Bo tak już jest na tym świecie poukładane, że na Zachodzie (w sensie kulturowym) ludzie zazwyczaj mają parcie na szkło, a w islamie – na miny i zasieki.
Fakt, organizacje muzułmańskie potępiają radykałów, ale plakatowi streetworkerzy to nie ekstrema z marginesu, tylko całkiem zorganizowane stadko świrów, którym patronuje znany imam Anjem Choudary. Niegdyś radca prawny, obecnie rzecznik grupy Islam4UK mówi wprost o planie przerobienia Wielkiej Brytanii na emirat. Może nie pojutrze, ale w perspektywie kilku, kilkunastu lat. Jakiś czas temu Choudary przechwalał się, że ma do dyspozycji kilka tysięcy oddanych wojowników Mahometa, którzy są w stanie oblepić brytyjskie miasta pięćdziesięcioma tysiącami szariatowych plakatów i naklejek. Nic dziwnego, że Brytyjczykom rośnie ciśnienie, tym bardziej, że media podgrzewają temat, a tu i ówdzie spekuluje się o możliwości powtórki z wyspy Utoya – w wydaniu stricte antyislamskim.
I o to chodzi, i o to chodzi – jak przenikliwie stwierdził taksówkarz w filmie „Hydrozagadka”. Przecież to mechanizm stary, jak nasza okrutna cywilizacja i znany pod nazwą „dziel i rządź”, a w wersji pospolitej: „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Drodzy Państwo, rozumiem wasz nieutulony gniew na maniaków pokroju Choudary’ego i aroganckich wyrostków w śmiesznych kieckach. Ale – zrozumcie – oni też są ofiarami tej ustawki. Tak, ustawki – w sensie szeroko zakrojonego planu podsycania społecznych konfliktów. W jakim celu? Ano w celu doprowadzenia do wybuchu społecznego gniewu, który da pretekst do interwencji sił porządkowych i dalszych zmian w prawie, na dobre sankcjonujących system państwa policyjnego. To kontynuacja procesów zapoczątkowanych – z grubsza rzecz biorąc – przez „zamach” na World Trade Center, a potem intensyfikowanych przez „zamachy” w londyńskim metrze, w Madrycie czy Bombaju, które na odległość lat świetlnych śmierdzą działaniami służb specjalnych.
Nie chcę rozgrzeszać młodych Ahmedów i Jamaalów, którzy dali się wciągnąć lepszym cwaniakom w tę niebezpieczną zabawę, której znaczenia nie rozumieją. Oglądam zdjęcia na stronie „Daily Mail” i widzę jednego z tych Jamaalów, konkretnie: Jamaala Udina, przyklepującego vlepkę na ulicznej latarni. Czy to śniady nastolatek, który w zeszłym roku – a niechby i nawet dwa pokolenia wstecz – pasł owce na halach Hindukuszu? Nie, to nalany, ryży cherubinek, który może i pasł owce, ale bliżej Cork niż Afganistanu. Widzę to i myślę: może, chłopie, w życiu ci nie wyszło. Może nie rozpalałeś marzeń dziewcząt, nie wzbudzałeś sympatii kolegów, a twój ojciec był hazardzistą, który topił w gorzale porażki na jednorękich bandytach. I rozumiem, że masz żal do losu oraz gatunku ludzkiego. A także zaburzoną wizję sprawiedliwości, w której skoro nie masz ty, to niech inni też nie mają. I nie mam ci tego za złe – choć uważam, że powinieneś odpowiadać za swoje czyny. Naprawdę tak sobie myślę. Bo to nie Jamaal jest naszym problemem. Naszym problemem jest system, który stwarza Choudarych, werbujących Jamaalów, i daje im wolną rękę, a nawet wspiera ich w chorych działaniach. Aż coś walnie, grzmotnie i zapłonie – i roznieci strach. Wtedy system przychodzi z życzliwą pomocą, niczym ulizany konsultant z banku, i oferuje transakcję: bezpieczeństwo za wolność. I tak kawałek po kawałku. Ten system to nie czarny charakter z bajek dla anarchistów. To konkretna metodologia, know how, wdrażane przez ludzi sprawujących władzę finansową, polityczną i ideową na świecie. To ten system jest naszym problemem – nie Jamaal.
Pan Dobrodziej