Zachłyśniętemu perfekcją księżnej Cambridge narodowi długo kazano czekać na płótno przedstawiające przyszłą królową. Spodziewano się majstersztyku – w końcu ostateczne słowo należało do samej jego bohaterki – absolwentki historii sztuki. Jej wysokość podobno życzyła sobie, aby portret przedstawiał ją taką, jaka jest naturalnie, a nie oficjalnie.
Sama wybrała malarza. I sama, jako była studentka artystycznego kierunku, nadzorowała pracę nad obrazem. Paul Emsley bezdyskusyjnie spudłował. Wyszła mu starsza pani z beznamiętną kokardą pod szyją. Sztucznie uśmiechnięta. Z workami pod oczyma.
Próżno szukać na portrecie rozpromienionej zawsze twarzy, czaru i seksapilu pięknej arystokratki. Kate wyszła koszmarnie. Wyszła też kolejny raz na jaw prawda o tym, iż ulubienica narodu musi liczyć się z gustami Brytyjczyków. Obraz musiał jej się podobać, skoro go zaakceptowała – nie wywarł jednak pozytywnego wrażenia na opinii publicznej. Nie zostawiono na nim suchej nitki. Słusznie.
Kate wyciągnie zapewne lekcję z tego, jak się okazuje, nietrafnego wyboru. Akceptując obraz, kierowała się być może tym, co wybrałaby Kate Middleton, a nie tym, co powinna wybrać przyszła monarchini. Epoka pokory wobec Korony minęła bezpowrotnie i mimo szacunku dla rodziny królewskiej to nie księżna ma dziś poddanych, ale to ona poddać się musi gustom i guścikom narodu.
Może kiedyś nosić koronę i niedługo urodzi następcę lub następczynię tronu – jest jednak osobą, która liczyć się musi z tym, co powie, pomyśli i polubi statystyczny Jones. A temu może podobać się Kate z blaskiem, do jakiego przyzwyczaiła wszystkich od lat – a nie z podkrążonymi oczyma.
Księżna Cambridge to od początku jej przygody z Williamem dla rodziny królewskiej promocja doskonała. Odwala kawał dobrej, marketingowej roboty, w efekcie której pokochały ją miliony, a akcje Windsorów poszły mocno w górę. To wszystko zobowiązuje i dowodzi, że nawet na obrazie przyszła mama spełniać musi oczekiwania, a bycie częścią rodziny królewskiej traktować musi jako wypełnianie obowiązków, przy których jej personalne wybory ustąpić muszą tym oficjalnym. Tym razem dostała od Brytyjczyków wielki minus za złamanie tej zasady. Wszak nikt nie mówił, że na dworze będzie jak w bajce.
Agnieszka Bielamowicz, Cooltura