Okazja! Potaniały bunkry
Dokładna data nie jest bynajmniej warunkiem koniecznym dla zaistnienia końca świata. W internecie – ale i w realu – istnieje wielotysięczna rzesza surwiwalistów (nie mylić z miłośnikami wielodniowych pobytów w lesie w towarzystwie noża), która wierzy, że armagedon może nadejść praktycznie w każdej chwili. I nie musi mieć boskiej natury. James Rawles – autor „How To Survive the End of the World As We Know It: Tactics, Techniques and Technologies for Uncertain Times” (393. pozycja na liście bestsellerów księgarni Amazon) – przestrzega przede wszystkim przed gigantyczną awarią zasilania. – Prąd napędza naszą gospodarkę, kontroluje wszystkie systemy automatyczne. Bez niego gospodarka po prostu pada. A w zimie zobaczycie masową ucieczkę ludności z miast, uchodźcy zaleją wsie – peroruje autor.
W ponad 300-stronicowej pracy Rawles przewiduje wszystkie problemy, z jakimi spotkamy się w świecie bez prądu: od dostępu do czystej wody, przez ogrzewanie budynków, po obronę przed bandytami, którzy zaleją Stany w kilka dni po megaawarii. Jest oczywiste, że należy zrobić zapasy węgla, drewna oraz żywności – najlepiej kilkuletnie. Ci, którzy potraktują sprawę poważnie, powinni hodować własne zwierzęta. – Ważne jest, by być dobrze uzbrojonym i przejść zaawansowane szkolenie medyczne – radzi. Lista potencjalnych zagrożeń jest znacznie większa i doświadczony surwiwalista wie, że poza banalnym wyskoczeniem bezpieczników w elektrowni ludzkości przydarzają się katastrofy naturalne, niezapowiedziany wybuch wojny (nie od dziś wiadomo, że rząd coś przed nami ukrywa), atak terrorystyczny, wyciek chemiczny, erupcje na Słońcu. W ostateczności nie można wykluczyć też inwazji obcych (rząd coś przed nami...), ewentualnie – to nawet bardziej prawdopodobne – zombi.
W takim przypadku niezbędny jest zestaw najpotrzebniejszych środków: survival kit. Na największym internetowym bazarze – serwisie aukcyjnym eBay – do kupienia są zarówno pojedyncze elementy pakietu za kilkadziesiąt centów, jak i warte kilkaset dolarów wersje dla tych, którzy lubią wypas: z wojskowym pontonem, namiotem i kuchenką z demobilu niemieckiej armii włącznie. Jeden ze specjalizujących się w tej dziedzinie sprzedawców za jedyne 10 tys. dol. oferuje specjalny zestaw żywnościowy: jedzenie dla ośmiu osób na rok. Niestety, już na początku grudnia data dostawy została określona na 21 grudnia – 7 stycznia, co oznacza, że dla wielu klientów może być już za późno. Wciąż jednak można zamówić, bezpośrednio u producenta firmy OpticsPlanet, wyrafinowany zestaw na wypadek inwazji zombi. W składzie m.in. kevlarowe okulary, noktowizor, celownik laserowy na broń (by posłać ponownie zombi do piachu, konieczny jest przecież celny strzał w głowę) oraz przenośny mikroskop na wypadek infekcji. W lecie zestaw przeceniono z 32,3 tys. dol. na 23,9 tys. dol. – okazja jest więc niepowtarzalna.
Być może jednak potanieją bardziej, jeśli ludzkość przetrwa 21 grudnia. Tak zdarzyło się przeszło dekadę temu firmie Sun Ovens International, która produkuje piece napędzane energią słoneczną. Jeśli w 1999 r. spółka sprzedała sprzęt wart 1,6 mln dol., to już rok później – gdy minęła milenijna psychoza – klienci kupili piece za jedynie 200 tys. dol. Ostatnio tanieją też bunkry i schrony atomowe. Wcześniej nieliczne firmy, które porywały się na budowę takich konstrukcji, liczyły sobie za usługę nawet ponad 4 mln dol. W ostatnich miesiącach ceny spadły do 750 tys. dol.
Czasem wystarczy zresztą kontener. Tak przynajmniej przekonywał Tajwańczyk, każący nazywać się Nauczycielem Wangiem. Chiński prorok zapowiadał, że 11 maja ubiegłego roku wyspą wstrząśnie trzęsienie ziemi o sile 14 stopni w skali Richtera (skala jest otwarta), a chwilę później zaleje ją 170-metrowa fala tsunami. Miała ona pochłonąć nawet słynny drapacz chmur Taipei 101. W obliczu kataklizmu Nauczyciel przekonywał, że warto zabezpieczyć sobie miejsce w kontenerowym osiedlu w centralnej górzystej części Tajwanu, dostępne za, bagatela, 5,6 tys. dol. od głowy. Najwyraźniej kataklizm ominął wyspę, ale policjantom, którzy przyszli po Wanga, trudno było udowodnić związek między samozwańczym meteorologiem a właścicielami kontenerowego miasteczka – mogli mu jedynie wlepić karę za formułowanie fałszywych prognoz pogody.
Zagrożenia jednak nie można bagatelizować. Nigdy – przekonują surwiwaliści. Życie dostarcza dowodów na słuszność ich poglądów: od zamachów 11 września po ostatni huragan „Sandy”. Nic więc dziwnego, że branża dorobiła się własnych targów Self Reliance Expo. Przyjechało na nie 40 tys. zainteresowanych, z których każdy musiał zapłacić na wejście 10 dol. – Nie mówimy: pospiesz się i kup te rzeczy, bo Obama ma zamiar zrujnować kraj. Nie pchamy się w te polityczne bzdury. Chcemy po prostu nauczyć ludzi pewnego stylu życia – zastrzegał w rozmowie z „New York Timesem” jeden z organizatorów targów Ron Douglas. W piwnicy Douglas trzyma zapas żywności i 375 galonów wody. Nie pamięta, ile ma sztuk broni w domu, grunt, żeby był to Smith & Wesson. – Takim sprzętem celujesz we właściwym kierunku i koniec – mówi. Jeśli musi gdzieś pojechać, wybiera się w drogę autem Chevy Suburban: przejedzie przeszło 1000 km bez tankowania.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.