Od 2007 r. liczba emigrantów z Polski utrzymuje się powyżej 2 mln osób, z czego ok. 85 proc. jest w Europie. W tym czasie transfery pieniężne emigrantów, a więc środki, jakie pracujący za granicą Polacy przesyłają do bliskich w kraju, zmalały z 20 do 17 mld zł. Wniosek jest prosty – to, co wytworzą nasi emigranci, w coraz większym stopniu przyczynia się do dobrobytu krajów, do których wyjechali. A traci na tym polski PKB. Według Instytutu Sobieskiego chodzi o dziesiątki miliardów euro.
– W okresie 2014–2020 Polacy wytworzą dla PKB innych krajów ok. 85 mld euro. Ale trzeba wziąć pod uwagę to, że polski PKB per capita wynosi 65 proc. średniej dla 27 krajów UE. Dlatego przez te sześć lat ich realna siła nabywcza w Polsce wyniesie nawet 130 mld euro – tłumaczy Janusz Kobeszko, ekspert ds. finansów publicznych z instytutu i autor publikacji „Wizja Polski 2014–2020”.
Skąd takie szacunki? PKB na mieszkańca w 2010 r. wynosił 37,1 tys. zł. Oznacza to, że 2 mln nieobecnych rodaków to dla naszego PKB potencjalna strata 74,2 mld zł, czyli 18,6 mld euro po średnim kursie z 2010 r. Tak więc w ciągu sześciu lat Polacy za granicą wytworzyliby 111,6 mld euro. Po uwzględnieniu transferów od emigrantów do kraju (średnio ok. 4,5 mld euro rocznie) kwota ta wyniesie wspomniane wcześniej niecałe 85 mld euro, a po uwzględnieniu wartości PKB Polski na tle średniej UE – 130 mld euro.
Model ten zawiera pewne uproszczenia. Trzeba wziąć pod uwagę, że ok. jedna piąta z 2 mln emigrantów to dzieci i młodzież do 18. roku życia oraz dorosłe niepracujące osoby. Wtedy strata PKB dla Polski – przy zastosowaniu tej samej metodologii – wyniesie już „tylko” 96 mld euro.
Jeszcze innych korekt dokonałby prof. Stanisław Gomułka. – Obniżyłbym liczbę realnie pracujących emigrantów do ok. 1 mln, a podwyższył dochód narodowy tworzony przez tę grupę na osobę zgodnie z siłą nabywczą walut tych krajów. Wtedy byłoby to 30–40 mld euro rocznie wytwarzanych za granicą. Ale w Polsce wytworzyliby raczej połowę tego, przy założeniu, że wszyscy będą pracować – wskazuje.
Zdaniem naszych rozmówców model – mimo przyjętych uproszczeń – dobrze pokazuje skalę zjawiska i jego skutki dla naszej gospodarki. – Nie powinniśmy przywiązywać się do końcowych liczb, ale z całą pewnością to jest ten poziom strat. Młodzi ludzie wytwarzają bogactwo krajów, w których przebywają, a nie Polski – mówi Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha.