Pamiętacie „Quantum of Solace”? To przedostatni „Bond”, z Danielem Craigiem w roli głównej. W skrócie: wpływowa organizacja próbuje przejąć zasoby wody w Boliwii, by zyskać kontrolę nad tym krajem. W pirotechnicznej oprawie filmu rozmywa się poważny problem, z którego większość z nas nie do końca zdaje sobie sprawę: woda jest dobrem, którego może zabraknąć. Jej zużycie rośnie wraz ze wzrostem światowej populacji, ale wynika ono również z niegospodarności i chybionych (lub motywowanych korupcyjnie) decyzji politycznych, np. obowiązku produkcji biopaliw. Co z tego wyniknie? To, co zwykle – nic dobrego.
Jak wiadomo, towar deficytowy, który cieszy się niesłabnącym popytem, może być źródłem dużych zysków dla sprzedawców i pośredników. (Doskonałym tego przykładem jest narkobiznes.) W warunkach wolnej konkurencji jego ceny są kształtowane przez mechanizmy rynkowe. Jednak gdy w grę wchodzi duża kasa i wpływy polityczne, wolną konkurencję można włożyć między eurobajki. W takiej sytuacji już zawczasu pojawia się rekin, który czyha na sposobność, by chapnąć jak największy kawałek smakołyku. A w miarę możliwości – próbuje ją przybliżyć.
I takie właśnie podchody rozgrywają się na naszym unijnym poletku, w rzeczywistości coraz bardziej przypominającej skrzyżowanie starego, dobrego ZSRR z ciut bardziej nowoczesnym światem Orwella. Pretekstem do skoku na, hm, wodę jest oczywiście kryzys – który w ogóle jest dobrym pretekstem do załatwiania szemranych interesów na szczytach władzy. Jak doniosła kilka dni temu niemiecka telewizyjna „jedynka” („Monitor”, „Geheimoperation Wasser: Wie die EU-Kommission Wasser zur Handelsware machen will”), pakiety „pomocowe” dla Grecji i Portugalii – poza ofertą głębszego wdepnięcia w długi i szeregiem warunków jeszcze bardziej osłabiających gospodarkę tych krajów – zawierają wymóg prywatyzacji sieci wodociągowych. Pierwsze wdrożenia już są. Na pierwszy ogień poszła portugalska miejscowość Pacos de Ferreira – na przekór protestom obywateli. Efekty są podobne, jak w przypadku analogicznych przedsięwzięć w innych miejscach na świecie: w Argentynie, Boliwii, Indonezji, Tanzanii czy na Filipinach. Drożyzna i spadek jakości wody. W przyszłości można się spodziewać również zamieszek.
Prywatne nie zawsze znaczy lepsze dla konsumenta. Szczególnie jeśli „prywaciarze” są zbratani z urzędniczą arystokracją, z którą oprócz uprzejmości wymieniają także prezenty. Korporacje, które dorwały się do kurków, w praktyce tworzą oligopol (taki monopol z udziałowcami). Ich celem nie jest dbanie o jakość usługi w obawie przed utratą pozycji względem – nieobecnej przecież – konkurencji, lecz maksymalizacja zysków. I zwrot kosztów poniesionych na lobbing w Brukseli. Bo to właśnie unijna „centrala” tworzy grunt pod interesy międzynarodowych koncernów w Europie, kosztem społeczeństwa oraz małych i średnich przedsiębiorców. Od pewnego czasu można odnieść wrażenie, że to główny cel unijnej administracji.
Pan Dobrodziej
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.