Yorkshire Ripper
Shipman i małżeństwo Westów stali się elementem społecznej świadomości dopiero, gdy ich złapano. Inaczej było z „Yorkshire Ripperem”, który przez sześć lat terroryzował północ Anglii. W połowie lat 70. zaczęły tam ginąć dziewczyny pracujące w dzielnicach czerwonych latarni. Częstotliwość zbrodni oraz ich podobieństwo spowodowały, że sprawą szybko zainteresowały się media. Morderca zyskał przerażający przydomek, a relacje o kolejnych ofiarach wzbudzały strach wśród okolicznych mieszkańców. Tym bardziej, że do ofiar dołączyły też kobiety, które nie uprawiały najstarszego zawodu świata. Zagrożony mógł być każdy.
Pierwszą ofiarą była, w 1975 r., Willma McCann. Matka czworga dzieci i prostytutka wyszła z domu. Nie szła do pracy. Chciała trochę wypić. Pogadać z kimś. Zabawić się. W drodze powrotnej postanowiła złapać „stopa”. Zatrzymał się samochód, którego kierowcą był Peter Sutcliffe, 29-letni schizofrenik, który uważał się za „czyściciela ulic”. McCann chciała zarobić. Zaproponowała mu „usługę” za kilka funtów. Mężczyzna poprosił, by wyszła z auta. Podszedł do niej. Z zaskoczenia uderzył ją młotkiem. Później uderzał jeszcze nożem. Ciało zostawił na widoku, tak by można było je łatwo znaleźć. Przez kolejne sześć lat w podobny sposób zabił jeszcze 12 kobiet.
Złapano go przypadkiem, choć sprawą zajmowało się przez kilka lat 150 policjantów. Jednak brak powiązania z ofiarami, jasnego motywu oraz dość przypadkowo wybierane miejsca zbrodni utrudniały im zadanie. Nie pomogły też anonimy podsyłane przez człowieka, który podszywał się pod „Rippera” i wprowadzał detektywów w błąd.
W styczniu 1981 r. w dzielnicy czerwonych latarni w Sheffield policjanci zwrócili uwagę na samochód z fałszywymi tablicami rejestracyjnymi. Zatrzymano kierowcę, którym był Peter Sutcliffe. Funkcjonariusze popełnili jednak błąd. W drodze na komendę udało mu się wyrzucić młotek i nóż. Mimo to – głównie za sprawą fizycznego podobieństwa do znanych rysopisów sprawcy – został przesłuchany w związku ze sprawą „Rippera”. Przyznał się. Wskazał też miejsce, gdzie porzucił narzędzie zbrodni.
W czasie procesu nie przyznał się do dokonania morderstw. Uważał, że może być sądzony za 13 przypadków spowodowania śmierci oraz 7 usiłowań zabójstwa. Podowem miała być ograniczona odpowiedzialność wynikająca z choroby psychicznej. Sutcliffe twierdził, że mordować kazał mu sam Bóg. Instrukcje przekazywał mu na cmentarzu, gdy mężczyzna pracował jako grabarz. Biegli stwierdzili u niego schizofrenię paranoidalną.
Sędzia nie zgodził się jednak na żądania obrony. „Ripper” odpowiadał za morderstwa. Wyrok mógł być jeden – dożywotnie pozbawienie wolności. Jednak zabójca do więzienia trafił na krótko. Szybko uznano, że lepszym miejscem będzie dla niego szpital psychiatryczny, w którym przebywa do dziś.
»Shipman, Westowie i „Ripper” to brytyjski poczet zła. Warto jednak zwrócić uwagę, że Wielka Brytania nie jest pod tym względem w żaden sposób wyjątkowa. Nie jest też ani mniej, ani bardziej niebezpieczna. Szaleńcy tego rodzaju pojawiają się wszędzie. W Europie, Ameryce i Azji. Oczywiście także w Polsce.
Potwierdzają to historie Wampira z Zagłębia, Karola Kota, „eleganckiego mordercy” Władysława Mazurkiewicza czy Pawła Tuchlina „Skorpiona”.
Tomasz Borejza, Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.